Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fantastyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fantastyka. Pokaż wszystkie posty

14:20

Trylogia "Katerina" - Robin Bridges


Trylogia: Katerina
Tytuły: Nadciaga burza/The Unfailing Light/The Morning Star
Autor: Robin Bridges
Wydawnictwo: Fabryka Słów/Delacorte Press
Data wydania: 2012/2013
Liczba stron: 384/320/320
Tematyka: Fantastyka, Literatura młodzieżowa
Średnia ocena: 2/10

Nieczęsto się zdarza, żeby któreś wydawnictwo zdecydowało się wydać pierwszy tom jakiejś trylogii, żeby zaraz potem zaniechać publikacji kolejnych. Ja niestety mam taki głupi nawyk, że jak zacznę czytać jakąś serię to muszę od razu przeczytać wszystkie dostępne tomy, żeby wiedzieć na czym skończyła się akcja. Jako że, dwie następne książki z serii „Katerina” nie ukazały się w Polsce, udało mi się je zdobyć w wydaniu angielskim. Tym samym po przeczytaniu ‘Nadciąga burza’, które oceniłam na 4/10, musiałam męczyć się lekturą kolejnych dwóch tomów, które w mojej klasyfikacji ledwo co zyskały notę 1/10.
 
Ale o czym jest ta trylogia? Jest to historia rosyjskiej książczynki Kateriny Aleksandrowej, która na co dzień zafascynowana jest medycyną, ale w między czasie odkrywa w sobie moc przywracania życia zmarłym. Czyni ją to smakowitym kąskiem dla rosyjskiej elity, która takich zdolności potrzebuje. W rezultacie Katerina zostaje wmieszana w liczne intrygi i tym samym odkrywa, że na rosyjskim dworze żyją istoty, które uznawane były za dawno wymarłe, czyt. wampiry, wilkołaki, wróżki i co tam jeszcze wam do głowy przychodzi, bo w tej książce jest dosłownie wszystko.   
 
Główna bohaterka książki przestawiana jest jako bardzo potężna nekromantka, jednak zupełnie nie wie jak panować and swoimi mocami ani nawet jak ich poprawnie używać. Wszystko magiczne co robi, albo dzieje się przez przypadek, albo za przewodnictwem innych. W pierwszym tomie jeszcze można było to zrozumieć, ale w trzecim cała ta sytuacja wydawała się wręcz smutna. Katerina została wybrana jako oficjalny nekromant cara Rosji, a znała tylko jedno zaklęcie przez wszystkie trzy tomy!
 
Głupota głównej bohaterki momentami aż mnie przerażała. Katerina została porwana parokrotnie na przestrzeni trzech tomów, jednak za każdym razem pomagała swoim oprawcom, pomimo że zdawała sobie sprawę, że nie wyniknie z tego nic dobrego. No, ale skoro już i tak została porwana i nie ma nic lepszego do roboty to zamiast przeciwstawiać się oprawcy będzie mu pomagać, no bo czemu nie. Ponadto, jako nekromant mogła przywoływać zmarłych żeby obronili jej oprawce przed zagrożeniem, ale nie mogła zrobić nic dla siebie, żeby uciec z „niewoli”. Dziwne. Inna kwestia, Katerina nie chce żeby jej przeciwnik dostał w ręce przedmiot, który może mu przejąć władze and Rosją, a mimo to pomaga mu rozwiązać wszystkie zagadki, prowadzące do tego przedmiotu. Gdzie tu logika?
 
Kolejne do czego muszę się przyczepić to fakt, że książka klasyfikowana jest jako fantasy, choć należeć powinna zdecydowanie do literatury młodzieżowej. Rozumiem, że występuje w niej wiele elementów fantastycznych, ale wciąż nie zmienia to faktu, że to co reprezentuje sobą ta trylogia nie jest nastawione na dorosłego czytelnika. Weźmy na przykład książkę Meg Cabot „Pośredniczka” lub nawet „Zmierzch” Stephenie Meyer, w obu tych książkach znajdujemy postaci nie z tego świata, a jednak w żadnej klasyfikacji powieści te nie figurują jako fantasy. Jasno napisane jest, że są to powieść młodzieżowe, dzięki czemu nie wprowadza się czytelników w błąd. Dlatego ja, żeby uchronić wszystkich przed pomyłką umyślnie w rubryce tematyka na początku tego postu umiejscawiam tę książkę do odpowiedniej klasyfikacji.
 
Mam wrażenie ze autorka pogubiła się we własnej powieści i zamiast skorygować/usunąć bezsensowne wątki, ona brnęła w ich kontynuowanie, licząc ze jakimś cudem akcja trafi na swoje miejsce. No cóż, nie wyszło to najlepiej, bo ilość bezsensownych elementów w tej powieści lub treści niewnoszących nic do fabuły (szczególnie w tomie drugim) jest zatrważająca. Wydaje mi się, że powinniśmy być wdzięczni wydawnictwu Fabryka Słów, że zdecydowało się nie kontynuować publikacji dalszych książek z tej serii.

21:06

"Żelazna wojna" - Angus Watson

Tytuł: Żelazna wojna
Tytuł oryginału: Clash of Iron
Autor: Angus Watson
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: marzec 2016
Liczba stron: 768
Tematyka: Fantastyka, Literatura zagraniczna
Ocena: 7/10

Lowa zdaje sobie sprawę, że najazd Juliusza Cezara na Brytanię jest nieunikniony. Wie też ze jej niewyszkolona i mniej liczna armia będzie miała nie lada kłopot z przeciwstawieniem się rzymskiej potędze. Jedyne co może zrobić w tym wypadku to jak najbardziej odwlec w czasie przybycie wroga na terytorium swojego kraju. W tym celu posyła trzech najlepszych wojowników na kontynent, aby zapoznali się z taktyką wojenną nieprzyjaciela oraz pomogli tamtejszym plemionom w buncie przeciw Cezarowi.

Jak już wspominałam w recenzji “Czasu żelaza”, Angus Watson ma niebywały talent do kreacji wyrazistych i nieprzeciętnych postaci. Drugi tom sagi pozwala czytelnikowi na bliższe poznanie nie tylko głównych bohaterów, którzy prym wiedli w poprzedniej części, ale i tych pobocznych, którzy jak się okazuje nie są mniej ciekawi. Powiedziałabym nawet, że co poniektórzy wiodą ciekawsze życie niż Dug, Lowa czy Wiosna razem wzięci, a ponieważ powieść liczy sobie prawie osiemset stron, można łatwo się domyślić, że interesujących postaci będzie tam co nie miara.

To co uwielbiam w tej książce to język. Może i nie jest on nadzwyczaj wyszukany, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że jest wręcz wulgarny, jednak to jest właśnie to, co tak bardzo odróżnia tę powieść na tle innych. Autor nie próbuje na siłe odtwarzać starożytnej mowy, nie używa archaizmów ani żadnych niezrozumiałych pojęć. Momentami styl wypowiedzi bohaterów jest aż nadto współczesny, jednak dzięki temu można odnieść wrażenie, że występujące w książce postacie są realnymi jednostkami, równymi każdemu z nas.

Dla tych co lubią spiski, mam dobrą wiadomość, w “Żelaznej wojnie”znajdziemy ich dostatek. Jedni spiskują z drugimi, trzeci z tymi pierwszymi, a na koniec okazuje się, że zamieszany w przekręt jest jeszcze ktoś czwarty. Jednym słowem Angus Watson zaskakuje czytelnika na każdym kroku. Prócz elementu zaskoczenia w książce nie brakuje też nadzwyczaj krwawych scen oraz momentami wręcz odpychających rytuałów. Osoby o słabych nerwach powinny mieć na uwadze, że powieść do najestetyczniejszych nie należy.

Książka choć ma wiele plusów, ma też jedną zasadniczą wadę, która w moim przekonaniu pozbyła historię wszelkiej realności. Chodzi mianowicie o wszechobecną magię, którą posługują się praktycznie wszystkie występujące w powieści plemiona. Rozumiem, że utwór należy do gatunku fantasy, jednak nie zmienia to faktu, że opowiada on o rzeczywistych postaciach i wydarzeniach, dlatego choć w minimalnym stopniu powinien odzwierciedlać fakty historyczne. Choćbym nie wiem jak wielką miała wyobraźnię, nie jestem w stanie uwierzyć w to, że rytualne morderstwa dzieci mogą przyczynić się do nagłej zmiany warunków atmosferycznych w celu przechylenia szali zwycięstwa na korzyść Rzymian czy też stworzenia niezniszczalnego legionu.

“Żelazna wojna” różni się znacząco od swojej poprzedniczki. Przede wszystkim jest tu więcej akcji, fabuła wykracza poza granice Brytanii, krew leje się strumieniami, a magia zaczyna panoszyć się na lewo i prawo, nie zmienia to jednak faktu, że jest to znakomita kontynuacja, od której nie sposób się oderwać.  

12:20

"Czas żelaza" - Angus Watson

Tytuł: Czas żelaza
Tytuł oryginału: Age of Iron
Autor: Angus Watson
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 6 listopad 2015
Liczba stron: 600
Tematyka: Fantastyka, Literatura obca
Ocena: 7/10

Dug Foksiarz to podstarzały najemnik, który przez większość swojego życia wojował u boku tego dowódcy, który był w stanie zaoferować mu najwięcej. Mimo swojego wieku wciąż świetnie sprawował się na polu bitwy i budził strach u przeciwników. Nadszedł jednak czas, gdy Dug zapragnął spokoju i wizja “emerytury” wydawała mu się całkiem kusząca. Mężczyzna jednak za swe ostatnie zadanie przed upragnionym odpoczynkiem powziął zaciągnięcie się do armii niepokonanego króla Zadara. Aczkolwiek cały jego plan wywraca się do góry nogami, gdy pomaga wykaraskać się z tarapatów atrakcyjnej łuczniczce. Od tego momentu nic nie toczy się tak, jakby tego chciał.

Charakterystyczną cechą „Czasu żelaza” są szczegółowe opisy. Autor bardzo dużo miejsca poświęca na przedstawienia zarówno wyglądu bohaterów jak i scenerii, w której rozgrywają się zdarzenia. Często jest to męczące, gdyż przez to akcja wznaczącym stopniu się spowalnia.Opis z tyłu książki informuje nas, że w książce możemy się spodziewać „brutalnych i nieprzyzwoitych scen”. Rzeczywiście tego typu epizody, jednak według mnie nie są one aż tak bestialskie jak można byłoby przypuszczać, dlatego czytelnicy o słabszych nerwach nie mają się czego obawiać (przynajmniej przez większość czasu).

Angus Watson ma niezwykły talent to kreowania bohaterów. Każda postać występująca w powieści jest inna. Osobiście najbardziej polubiłam Duga i Wiosnę. Dug zaskarbił sobie moją sympatię swoim podejściem do życia i „borsuczymi powiedzeniami”, Wiosna natomiast urzekła mnie swoją tajemniczością i dziecięcą radością. Dodatkowo historię poznajemy z perspektywy różnych bohaterów, co daje nam możliwość jeszcze lepszego poznania charakteru bohaterów a także pobudek, którymi kierują się w swoich działaniach.

Książka jest naprawdę dobra szczególnie jeśli ktoś lubi fikcję historyczną. Wszystko byłoby idealne, gdyby nie ten dodatek fantastyki, który według mnie jest zupełnie niepotrzebny i sprawia, że akcja staje się nieprawdopodobna. Do czasu pojawienia się pierwszych paranormalnych elementów czytelnik jest w stanie uwierzyć, ze opowiadana przez autora historia mogła wydarzyć się naprawdę, jednak gdy druidzi zaczynają przy pomocy energii z zabitych ofiar czynić różnego typu magiczne sztuczki takie jak rozpalenie ogniska czy dodanie drugiej osobie sił witalnych cała powieść niestety traci na realności.

„Czas żelaza” rozpoczyna trzytomową sagę przygód Duga i Lowy. Szczerze powiedziawszy wydaje mi się, że gdyby skrócić przydługawe opisy i dodać parędziesiąt stron to w obecnym tomie można byłoby spokojnie zmieścić wszystko, co autor chciał nam przekazać. Mimo to z przyjemnością sięgnę po kolejne części serii, gdy tylko zostaną wydane.   

09:41

"Czarownica" - James Patterson, Gabrielle Charbonnet

Tytuł: Czarownica
Tytuł oryginału: Witch&Wizard
Autor: James Patterson, Gabrielle Charbonnet
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: luty 2014
Liczba stron: 386
Tematyka: Fantastyka, Powieść młodzieżowa
Ocena: 3/10

Zdolności człowieka często nie są widoczne na pierwszy rzut oka, ktoś musi nam je wskazać bądź sami musimy je odkryć. Rodzeństwo Whit i Wisty o swoich nadzwyczajnych talentach dowiaduje się dopiero, gdy zostają porwani z własnego domu i oskarżeni o czarnoksięstwo. W pierwszej chwili zarzuty wydają się całkowicie bezpodstawne, ponieważ nastolatkowie przez całe swoje dotychczasowe życie nie wykazywali żadnych nadzwyczajnych zdolności, jednak szybko okazuje się, że rzeczywiście rodzeństwo posiada magiczne moce.

„Czarownica” to mieszanka kilku różnych gatunków literackich, które w ostatnim czasie biją rekordy popularności. Znajdziemy tutaj wątki podobne do tych z „Igrzysk śmierci”, gdzie system rządowy przejął całkowitą kontrolę nad obywatelami, motyw z „Monumentu 14”, ponieważ i w tej książce młodzież jest zdana na siebie, jednoczy się i stara się wspólnie przetrwać. Do tego, jak sama nazwa wskazuje, czytelnik może się spodziewać mnóstwa magii. Niestety, chociaż lubię czarodziejską tematykę w powieściach to w tym wypadku bardzo się zawiodłam, bowiem bohaterowie nie mieli żadnej, konkretnej i sprecyzowanej mocy – mogli robić wszystko o czym i się zamarzyło.

Muszę przyznać, że jak na pracę aż dwóch autorów to książka jest bardzo słaba i nijaka. Wydawać by się mogło, że co dwie głowy to nie jedna, w tym przypadku jednak to powiedzenie się nie sprawdza. Jedyne co zasługuje w tej książce na uwagę to ciekawe to oprawa graficzna. Jednak są okładką czytelnik się nie nacieszy.

Wszystkie wyżej wspomniane cechy spowodowały, że lektury „Czarownicy” nie wspominam jako zanadto przyjemnej. Wydaje mi się, że gdyby nie fakt, że książkę czytałam w trakcie długiej, całodziennej podróży to jeszcze długo leżałaby na półce do połowy nie przeczytana. Jeśli więc szukasz pochłaniającej czytelnika powieści to rozejrzyj się za czymś innym.  

        Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Albatros:

16:40

"Talon" - Julie Kagawa

Tytuł: Talon
Tytuł oryginału: Talon
Autor: Julie Kagawa
Wydawnictwo: Mira
Data wydania: 18 marzec 2015
Liczba stron: 416
Tematyka: Fantastyka, Powieść młodzieżowa
Ocena: 7/10

Smoki – mityczne stworzenia budzący powszechny postrach oraz podziw. Czy ktoś jednak pomyślałby, że te bajkowe stwory mogą przybierać ludzką postać i żyć wśród nas? Aleternatywę taką przedstawia nam Julie Kagawa w swojej najnowszej powieści, w której dwójka głównych bohaterów, narodzonych jako smoki, przyjmuje wcielenie człowieka i ma za zadanie podczas trzymiesięcznych wakacji zasymilować się z lokalną społecznością. Poczas gdy Dante spełna tę misję wzorcowo, w jego siostrze Ember Hill budzą się wątpliwości i zaczyna ona kwestionować poglądy, jakie dotychczas były im wmawiane przez Talon.

Z wielkim smutkiem muszę stwierdzić, że nie czytałam innych książek autorstwa Julie Kagawy, mam tu na myśli popularną serię „Żelazny Dwór”, więc trudno mi odnieść się do tego jak pisarka wypadła w najnowszej powieści w porównaniu do innych swoich dzieł. Jestem jednak przekonana, że są one równie wciągające jak „Talon”, bowiem wyraźnie widać, że amerykańska autorka ma niezwykły talent i umiejętność niezwykłego zaciekawienia czytelnika praktycznie od pierwszych stron.

Z drugiej natomiast strony mimo że książka była bardzo interesująca, to fabuła była wręcz do granic możliwości przewidywalna. Dopiero samo zakończenie okazało się dla mnie zaskoczeniem. Niesamowicie żałowałam, że akcja została urwana właśnie w takim kulminacyjnym punkcie! Zabieg ten spowodował tylko, że z niecierpliwością oczekuję teraz na drugi tom z serii. Mam wielką nadzieję, że pojawi się on jak najszybciej.

Na uwagę zasługuje też ciekawa oprawa graficzna książki. Motyw przedstawiony na okładce idealnie odzwierciedla tematykę oraz atmosferę powieści. Pokusiłabym się jednak o nadanie książce oprawy twardej bądź co najmniej broszurowej, ale to tylko ze względu na to, że preferuję, gdy grubsze książki są usztywniane, wtedy też lepiej jest je utrzymać w nienagannym stanie podczas lektury. Inni jednak mogą być zadowoleni z obecnej, miękkiej oprawy.

Do szewskiej pasji doprowadzały mnie natomiast literówki, których niestety w polskim tłumaczeniu znajdziemy wiele. A tu zmieniona ostatnia literka, a tu jedna zapomniana, a tu nagle przez pomyłkę postacie męskie opisywane są w rodzaju źeńskim. W pewnych momentach wręcz popadałam w obawę, że zgubiłam się w akcji. Wierzę, że kolejne wydania pierwszego tomu zostaną pod tym względem jeszcze raz sprawdzone, a wszelkie błędy zostaną usunięte. Z pewnością poprawi to jakość oraz całokształt lektury.

“Talon” to powieść, która na pewno zasługuje na uwagę, pomimo swoich niedociągnieć. Julie Kagawa wykreowała unikatowy świat oraz niespotykaną fabułę. Trzeba przyznać, że dawno nie miałam okazji przeczytania książki, gdzie główną rolę pełniły smoki, także pomysł autorki okazał się niezwykle udany. Dodatkowo z okładki książki dowiadujemy się, że wkrótce powstanie ekranizacja powieści, co bez wątpienia przyczyni się do zwiększenia rzeszy fanów Ember i innych bohaterów książki.

        Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Mira:

08:35

"Królowa Tearlingu" - Erica Johansen

Tytuł: Królowa Tearlingu
Tytuł oryginału: The Queen of the Tearling
Autor: Erica Johansen
Wydawnictwo: Galeria Książki
Data wydania: luty 2015
Liczba stron: 496
Tematyka: Fantastyka
Ocena: 9/10

„Królowa Tearlingu”, czy ten tytuł brzmi znajomo? Założę się, że czytelnicy, którzy śledzą cykl „Kiedy polskie wydanie?” z pewnością przypominają sobie, że jakiś czas temu właśnie ta książka została w tym zestawieniu zaprezentowana. Teraz dzięki wydawnictwu Galeria Książki mamy okazje zapoznać się z tą powieścią w naszym ojczystym języku.

Kelsea całe swoje życie spędziła w ukryciu, przygotowując się pod czujnym okiem opiekunów do roli królowej. W dniu dziewiętnastych urodzin jej nauka dobiega końca, a dziewczyna eskortowana przez grupę najwierniejszych żołnierzy swojej zmarłej matki udaje się do twierdzy, skąd ma sprawować władzę nad pogrążonym w ubóstwie oraz strachu ludem Tearlingu. Jakby tego było mało jej własny wuj Thomas spiskuje z władczynią sąsiedniego, wrogiego królewstwa i robi wszystko by pozbawić bohaterkę życia i tym samym korony. Czy Kelsea uda się wymknąć śmierci? I czy będzie lepszą królową niż jej matka?

Początkowo myślałam, że książka Erici Johansen będzie powieścią typowo młodzieżową z prostym językiem oraz w miarę lekką fabułą i choć język rzeczywiście okazał się nieskomplikowany to fabuly z pewnością nie mozna nazwać odprężającą. Historia niewyobrażalnie trzyma w napięciu i nie nawet na moment nie zwalnia tempa. Przez prawie pięćset stron trwania powieści ma miejsce tyle zdarzeń, ile nie dzieje się w niektórych całych trylogiach, a co najważniejsze czytelnik wciąż czuje niedosyt!

W powieści najbardziej podobał mi się element tajemnicy, który towarzyszy czytelnikowi od samego początku książki. Sekrety przewijające się w trakcie lektury dotyczyły głównie przeszłości Kelsea, a także magicznego naszyjniku, który towarzyszy jej od maleńkości. Dziewczyna ani nie zna prawdy o swoich rodzicach ani nie ma pojęcia, jakie jest zastosowanie cudotwórczej biżuterii. Co więcej, tytułowa bohaterka w niczym nie przypomina pięknych i zgrabnych disneyowskich księżniczek, jest pulchna i bardzo przeciętnej urody. Dzięki temu czytelnik nie ma wrażenia, jakby czytał nierealną historię, ale taką, która rzeczywiście kiedyś mogła mieć miejsce.

„Królowa Tearlingu” to literacki debiut Erici Johansen, który znakomicie jej się udał. W pewny nawet momencie powiedziałam swojemu chłopakowi, że czytam zbyt ciekawą książkę bo wręcz nie mogę się od niej oderwać. Jedyny problem miałam z określeniem czasu akcji. Z jednej strony wygląd otoczenia wskazywał wybitnie na średniowiecze, jednak momentami w powieści pojawiały się rozmowy czy też przemyślenia bohaterki na temat książek elektronicznych, co z drugiej strony sugerowałoby na czasy bardziej współczesne.

Nie tylko treść książki jest wysoce godna zainteresowania. Wydawnictwo Galeria Książki postarało się również o zachwycającą oprawę graficzną powieści. Jednym słowem wielką strarą będzie, jeśli "Królowa Tearlingu" nie pojawi się na Twojej półce!

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu  Galeria Książki:

11:17

PRZEDPREMIEROWO "Dziwni" - Stefan Bachmann

Tytuł: Dziwni
Tytuł oryginału: The Peculiars
Autor: Stefan Bachmann
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 11 październik 2013
Liczba stron: 284
Tematyka: Fantastyka
Ocena: 4/10

Czy człowiek byłby zdolny do dzielenia swojej życiowej przestrzeń z istotami całkowicie odmiennymi od siebie? Stefan Bachmann roztacza przed czytelnikami właśnie taką wizję, w której ludzie zmuszeni są współegzystować tuż obok feyrów, magicznych stworzeń zadziwiających swoim wyglądem i zachowaniem. Jednostki te zostały w pewien sposób „usidlone” przez człowieka i choć posiadają podobne prawa, muszą respektować i poddawać się ludzkiej władzy. 

„Dziwni” to książka pisana z perspektywy dwóch różnych bohaterów. Wydawać by się mogło, że nastoletni podmieniec Bartholew, mieszkający w zaniedbanej, ubogiej dzielnicy Old Crow Alley, nie ma nic wspólnego z panem Jellibym, jednym z członków parlamentu. Tymczasem losy obu tych postaci niespodziewanie się splatają. Przyczyną tego są makabryczne zbrodnie dokonywane na dzieciach, będących potomkami zarówno ludzi jak i feyrów. Bartholew twierdzi, że może być on kolejną ofiarą nieznanego mordercy. Młody urzędnik natomiast przypadkowo zostaje naprowadzony na trop napastnika i postanawia rozwiązać tą osobliwą zagadkę. W tle wszystkich tych wydarzeń znajduje się również tajemnicza dama w śliwkowej sukni, która stanowi nową łamigłówkę.

Akcja utworu rozgrywa się w Anglii, dlatego też czytelnik będzie miał możliwość ujrzenia dobrze znanych sobie miast takich jak: Londyn, Bath czy Birmingham w zupełnie innym, fanstastycznym świetle. Normą tutaj są magiczne rzeczy, które w normalnym świecie budziłyby niemałe zdumienie. Ponadto ograniczona ilość bohaterów pomaga w nadążaniu za wartkim i żywym tempem powieści. Dość charakterystyczną cechą książki jest też występowanie poszczególnych, ważniejszych słów czy zwrotów napisanych wielkimi literami.

Niestety muszę przyznać, że wydarzenia przedstawione w powieści amerykańskiego autora wydały mi się odrobinę nielogiczne, niespójne i źle przedstawione. Przede wszystkim od samego początku nie wiadomo zbyt wiele o głównych postaciach, występujących w utworze. Znamy jedynie podstawowe fakty na ich temat, kim są, jak wyglądają, gdzie mieszkają i czym się zajmują. To wszystko. Ja natomiast jestem zwolenniczką dogłębnego poznania bohaterów, dzięki czemu mam okazję zżyć się z nimi i zsympatyzować. Ponadto czytelnikowi nieznane są również przyczyny poszczególnych zachowań postaci. Sprawia to, że bardzo łatwo pogubić się w akcji.

Stefan Bachmann zaczął pisać swoją debiutancką książkę „Dziwni” w wieku zaledwie szesnastu lat, dlatego nie ma co się dziwić, że w powieści występuje dość spora ilość niedociągnięć. Jednak mimo wszystko autor mimo tak młodego wieku wykazał się świetnym pomysłem i dowiódł, że ma szansę na znakomitą literacką karierę w przyszłości.

07:28

"Korzenie niebios" - Tullio Avoledo

Tytuł: Uniwersum Metro 2033. Korzenie niebios
Tytuł oryginału: Metro 2033 Universe: Le Radici del Cielo
Autor: Tullio Avoledo
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: maj 2013
Liczba stron: 574
Tematyka: Postapokalipsa, Science Fiction, Fantastyka
Ocena: 7/10

W mediach co jakiś czas da się słyszeć informacja, jakoby któreś z państw groziło użyciem niebezpiecznej i destrukcyjnej broni nuklearnej. Przeciętny, szary człowiek zazwyczaj takie wiadomości traktuje z lekkim dystansem i przymrużeniem oka, nie wierzy w możliwość spełnienia tych pogróżek. Myślałeś jednak kiedykolwiek o tym, co by się stało, gdyby wojna atomowa rzeczywiście nastała? Przecież wizja ta nie jest wcale tak nieprawdopodobna.

 Przenieśmy się teraz do roku 2033. Gdy dwadzieścia lat wcześniej na stolicę Włoch spadły pierwsze bomby, zniszczona została ogromna liczba budowli, wiekowych zabytków i ówczesnych cudów architektury. Nie oszczędzono nawet miasta wiary – Watykanu. Bazylika św. Piotra runęła, a   panujący papież poniósł śmierć. Jednak nawet pomimo zniszczenia wszelkich symboli religijnych katolicyzm przetrwał, a jego najwyższy zwierzchnik, tak jak i cała reszta społeczeństwa, ukrywa się w miejskich podziemiach. Świat zewnętrzny jest bowiem skażony, a promieniowanie słoneczne zabójcze. Właśnie w takich okolicznościach kardynał Albani powierza jedynemu żyjącemu przedstawicielowi Świętej Inkwizycji niebezpieczną i wręcz samobójczą misję. Ojciec Daniels wraz z kilkunastoma żołnierzami Gwardii Szwajcarskiej zostaje wysłany w pełną zagrożeń podróż w stronę Wenecji.

Korzenie niebios to szósta powieść wchodząca w skład Uniwersum Metro 2033, kultowego cyklu stworzonego przez Dmitra Glukhovskiego. Pierwsza nierosyjska książka z serii to nie tylko opowieść o niebezpiecznej wędrówce ojca Danielsa w kierunku Wenecji. Jest to również historia wiary, która z minutę na minutę coraz szybciej zanika. Odbiorca jest świadkiem tego, jak skrupulatny kapłan nabiera wątpliwości i obiekcji w wyznawaną przez siebie religię. Aczkolwiek pomimo tego, że książka wielokrotnie porusza różne tematy związane z chrześcijaństwem, z pewnością nie możemy powiedzieć, że wiodą one prym. W żaden sposób nie wpływają na przyjemną lekturę owej historii.

Ponadto każda z występujących w książce postaci ma oryginalną i nieschematyczną osobowość. Nie znajdziemy dwóch chociażby odrobinę podobnych bohaterów. Ja największą sympatią obdarzyłam sierżanta Brune’a, który swoim ciętym językiem i dość niewyszukanym żartem nie raz wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Różnorodność świata przedstawionego niezwykle mnie zaintrygowała. Autor w bardzo plastyczny i obrazowy sposób zaprezentował wizję naszej planety po zagładzie. W realistyczny sposób opisał zagrażające człowiekowi stworzenia i niebezpieczne czynniki środowiska. Z pewnością wykreowanie tego wszystkiego wymagało od pisarza nie małej wyobraźni.

Książka Tullio Avoledo wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Na jej lekturę poświęcałam praktycznie każdą wolną chwilę. Średnio czytałam ponad sto dwadzieścia stron dziennie. Biorąc pod uwagę fakt, że musiałam w tym czasie również pracować, mogę uznać tę liczbę za całkiem niezły wynik. Trzeba jednak przyznać, że wraz z rozwojem akcji powieść stawała się coraz bardziej nielogiczna. Zniknął również mój wcześniejszy zachwyt. Podczas gdy pierwsze zdarzenia przytrafiające się głównemu bohaterowi byłam w stanie bez najmniejszego problemu zrozumieć, to dalsze okazały się dla mnie niepojęte. Do tej pory nie jestem w stanie odpowiedzieć sobie na wiele pytań, które nasunęły mi się na myśl w czasie lektury.

Według mnie włoski pisarz wplótł w fabułę zbyt wiele postaci fantastycznych. Duża ich liczba została przedstawiona w sposób nieprzemyślany, przez co w trakcie lektury można spotkać się z wieloma nieścisłościami. Moje główne zastrzeżenie tyczy się koncepcji niektórych stworzeń, które w niewyjaśniony sposób są w stanie dokonywać rzeczy całkowicie irracjonalnych. Co więcej, niektóre fragmenty powieści „kłócą się ze sobą” i same sobie przeczą. Niestety, ale są to dość znaczące niedociągnięcia, których z pewnością nie można nie zauważyć.

Książka autorstwa Tullio Avoledo posiada wiele plusów, ale nie brak w niej też sporej liczby wad. Mimo wszystko akcja Korzeni niebios jest na tyle absorbująca, że warto przymknąć oko na pewne niedociągnięcia i w pełni cieszyć się lekturą tej niezwykłej historii.

Recenzja stworzona na potrzeby portalu www.nastek.pl

21:07

"Król Demon" - Cinda W. Chima

Tytuł: Król Demon
Tytuł oryginału: The Demon King
Autor: Cinda Williams Chima
Wydawnictwo: Galeria Książki
Data wydania: czerwiec 2011
Liczba stron: 560
Tematyka: Literatura młodzieżowa, fantastyka
Ocena: 7/10

Nie było chyba w historii takiego królestwa czy kraju, którego nie dotknąłby jakikolwiek kryzys. Fellsmarch nie stanowi wyjątku i po krótkim okresie spokoju, nad grodem znów pojawiają się czarne chmury. Panowanie nad państwem przejąć chce Wielki Mag, który używając swoich tajemnych, czarodziejskich sztuczek manipuluje królową. Dodatkowo do swoich niecnych celów wykorzystuje też swojego syna, za wszelką cenę starając się go zeswatać z przyszłą następczynią tronu - Raisą.

Podczas gdy w zamku toczą się przygotowania do święta imienia księżniczki, były herszt „Łachmaniarzy” Han Alister próbuję pozbyć się ze swoich nadgarstków złotych bransolet, które od dzieciństwa zdobią jego ręce, tylko w ten sposób może zapewnić byt swojej rodzinie. Aczkolwiek wszelkiego jego wysiłki w celu usunięcia biżuterii okazują się bezowocne. Co więcej przez przypadkowe spotkanie z synem wielkiego czarownika, bohater szybko wpada w kłopoty, z których niełatwo będzie mu wybrnąć.

Wydawać by się mogło, że na prawie sześciuset stronicach książki znajdzie się znaczna ilość akcji i przygód, tymczasem fabuła aż razi monotonnością. Co więcej mimo że akcja potrafi w pewnych momentach naprawdę w ciągnąć, to zdecydowanie brakuje jej oryginalności. Każdy czytelnik, nie ważne czy zwolennik fantastyki czy nie, potwierdzi, że „to” już gdzieś było. Można by rzec, że powieść Cindy Williams Chimy łatwo gubi się pośród innych książek tego typu. Doskonałym potwierdzeniem tych słów jest pisanie przeze mnie owej recenzji. Sporządzam ją z perspektywy zaledwie dwóch miesięcy od skończenia lektury tego tekstu, a początkowo przystępując do tworzenia opinii musiałam nieźle się nagłowić, aby przypomnieć sobie w miarę szczegółowo, o czym był ten utwór.

Niewątpliwym atutem „Króla Demona” są wyraziste, specyficzne postaci. Od samego początku dwójka głównych bohaterów wzbudziła we mnie sympatię, dlatego z niesamowitą chęcią śledziłam ich przygody. Ciekawe wydało mi się również przedstawienie rzeczywistości z punktu widzenia dwóch osób o odmiennym statusie społecznym. Z drugiej jednak strony wszyscy bohaterowie zostali wyraźnie podzieleni w kategorii: zły, dobry, co według mnie jest nadzwyczaj irytujące, lubię bowiem, gdy postaci stanowią dla mnie pewną zagadkę.

„Król Demon” rozpoczyna popularną trylogię Siedmiu Królestw. Każdy kolejny tom serii odznacza się nie tylko znakomitym wydaniem, ale i charakterystyczną okładką z berłem. Nie ukrywam, że z chęcią zapoznam się z pozostałymi częściami cyklu, jednak nie stanowi to mojego priorytetu.

Komu poleciłabym tę książkę? Przede wszystkim czytelnikom, pragnącym znaleźć się przez chwilę w magicznym świecie, wykreowanym przez amerykańską pisarkę oraz osobom niespodziewającym się górnolotnej, ambitnej lektury. Prostota fabuły i styl pisania autorki z pewnością nie spełnią oczekiwań wymagającego bibliofila.

12:24

"Gra o tron" - George R.R. Martin

Tytuł: Gra o tron
Tytuł oryginału: A Game of Thrones
Autor: George R.R.Martin
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: maj 2011
Liczba stron: 844
Tematyka: Literatura piękna, Fantastyka
Ocena: 8/10

Prawdziwy fan fantastyki nie może przejść obojętnie obok cyklu „Gra o tron”. Ta niezwykła seria bije rekordy popularności nie tylko w wersji pisanej czy filmowej, dużą sławą cieszy się też gra komputerowa bazująca na fabule, przedstawionej w książce. Nie da się ukryć, że ogarnęła nas swojego rodzaju mania, która na razie wydaje się nie słabnąć.

Długo zwlekałam z przeczytaniem tej książki. Leżała na półce dobre parę miesięcy zanim wreszcie odważyłam się po nią sięgnąć. Nie będę zaprzeczać, że te osiemset stron nie działało na mnie trochę zniechęcająco. W końcu nie często sięgam po takie „cegły”.

Jak można było się spodziewać, powieść jest wielowątkowa i nie brakuje w niej różnorakich postaci. Każdy rozdział to opowieść innej osoby. Łącznie widzimy akcje z perspektywy aż ośmiu bohaterów, jednak żadnego z nich nie możemy nazwać głównym. Żaden narrator nie jest wysunięty ponad innych. Prócz osób mówiących książka obfituje w masę innych indywidualności, których ilość czasem może przyprawiać o zawrót głowy bądź zagubienie w akcji utworu.

Zaczynając lekturę utworu George'a Martina miałam wrażenie jakbym przeniosła się w przeszłość - do średniowiecza, pełnego rycerzy, zamków oraz historycznych władców. Czy jednak akcja na pewno obsadzona jest w przeszłości, tego nie wiadomo. Kraina Westeros, wykreowana przez pisarza, to kraj podzielony na Siedem Królestw, rządzonych przez siedem szlacheckich rodów. Jednak nadrzędnym panem, sprawującym władzę nad wszystkimi obszarami jest Robert Baratheon, który paręnaście lat wcześniej pokonał Aerysa z dynastii Targanyenów i zasiadł na żelaznym tronie. Nowy król odwiedza swego przyjaciela lorda Eddarda Starka, pana Winterfell i zimnych, północnych części kraju. Podczas wizyty monarcha informuje go o nagłej śmierci Jona Arryna i proponuje Edd'owi przejęcie jego obowiązków. W rezultacie bohater zostaje mianowany Królewskim Namiestnikiem i wraz z częścią rodziny, wyrusza na południe do posiadłości władcy. Wkrótce okaże się, że Westeros stoi na progu kolejnej walki o tron, a krainie grożą nie tylko ludzie, ale i być może dawne, mityczne stworzenia z północy. 
 
Książka jest zbiorem tylu przeróżnych przygód, że w mojej recenzji, nawet gdybym bardzo chciała, nie byłabym w stanie zawrzeć choćby połowy z nich. Utwór jest pełen intryg, spisków i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Mnogość bohaterów od czasu do czasu bywa przytłaczająca, jednak to właśnie oni nadają powieści specyficzny klimat. Każda z postaci jest inna od poprzedniej, w utworze nie znajdziemy dwóch podobnych charakterów. Trudno było mi zdecydować, którą z indywidualności obdarzyłam największą sympatią. Wybór padł jednak na Aryę, Jona i Daenerys. Przygody trójki tych bohaterów czytałam z zapartym tchem.

Jedyny zarzut, jaki mam do opisanej książki to drobiazgowość. Wiadomo dobrze jest znać świat przedstawiony w najdokładniejszych szczegółach, aczkolwiek w pewnych momentach miałam zwyczajnie dość czytania o mało istotnych kwestiach, wręcz pragnęłam, aby akcja wkońcu ruszyła do przodu. 
 
„Gra o tron” to pierwsza powieść z siedmiotomowej serii „Pieśń Lodu i Ognia”. Autor nie skąpił w słowa i każda książka nie liczy mniej niż pięćset stron. Jak widać przeczytanie całego cyklu stanowi nie małe wyzwanie. Dodajmy jeszcze fakt, że autor pracuje nad kolejnymi częściami. Aczkolwiek świat stworzony przez Georga Martina to prawdziwa perła literatury, która zadowoli nawet najbardziej wymagającego czytelnika.

 -----------------------------------------------------------------------------------------------
Chciałabym podziękować wszystkim odwiedzającym za tak liczne komentowanie moich recenzji. Naprawdę jesteście cudowni! Muszę was jednak poinformować, że z racji zbliżającego się roku szkolnego i faktu, że idę do klasy maturalnej, moje recenzję będą pojawiały się nieco rzadziej, najprawdopodobniej w weekendy, wtedy też będę odpowiadać na wasze komentarze :)

00:01

"Kolor magii" - Terry Pratchett

Tytuł: Kolor magii
Tytuł oryginału: The colour of magic
Autor: Terry Pratchett
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: styczeń 2002
Liczba stron: 204
Tematyka: Fantastyka
Ocena: 3/10

To pierwsze części kultowych sag zbierają najwięcej fanów i to właśnie one zachęcają ich do sięgnięcia po następne tomy. Niech więc ktoś mi wytłumaczy, jakim cudem „Świat dysku” zyskał tak wielką popularność, skoro „Kolor magii” - książka rozpoczynająca cały cykl, poziomem, bardzo delikatnie mówiąc, nie zachwyca?
Akcja utworu skupia się w głównej mierze wokół postaci Rincewinda. Mężczyzna ten jest „magiem”. Właśnie magiem, ale w cudzysłowiu, ponieważ swoją czarodziejską edukacje zakończył z wielkim hukiem już po pierwszym roku nauki. Poznanie jednego z Ośmiu Wielkich Zaklęć, zamknęło jego umysł na inne uroki. Co ciekawe mimo że bohater zna zakazaną formułę, nie ma pojęcia, czego ona konkretnie dotyczy i jakie będą skutki wypowiedzenia jej na głos.
W międzyczasie w Ankh-morpork pojawia się pierwszy turysta – Dwukwiat. Bogaty oraz ciekawski zwiedzający podróżuje wraz ze swoim magicznym, wielonożnym Bagażem, który podąża za bohaterem krok w krok. Naiwność przybysza jest jednak tak ogromna, że staje się on łatwym celem dla potencjalnych wyłudzaczy pieniędzy. Rincewind decyduje się na wcielenie w rolę przewodnika i oprowadzenie Dwukwiata po mieście. Los jednak kieruje bohaterów dużo dalej i trafiają oni aż na sam kraniec Dysku. Podróż jest wielkim wyzwaniem i próbą charakteru. Dwukwiat i Rincewind spotykają na swojej drodze wszelakie magiczne kreatury, zaczynając od gadającego miecza, kończąc na wyimaginowanych smokach.
Cieszę się, że nie rozpoczęłam mojej przygody z twórczością Pratchetta w kolejności chronologicznej. Gdybym nie przeczytała wcześniej powieści „Straż! Straż!” jestem pewna, że już nigdy więcej nie dałabym się przekonać do przeczytania którejkolwiek, innej części Świata Dysku.
Ta zaledwie dwustustronicowa książka wymęczyła mnie bardziej niż jakakolwiek szkolna lektura. Początek to kompletny kosmos, że się tak wyrażę, w zupełności nie miałam pojęcia, o czym czytam. Dopiero później fabuła nabrała kształtów, aczkolwiek dalej była zbyt chaotyczna. Na szczęście w powieści nie ma tylu przypisów, które tak skutecznie mnie irytowały poprzednim razem. Jestem jednak osobą, która zawsze się do czegoś przyczepi, więc w „Kolorze magii” znalazła się inna rzecz, która działała mi na nerwy, mianowicie bezsensowne "wypowiedzi"? Nawet nie wiem jak to nazwać, ponieważ jak mam zinterpretować cytaty: „- ! - powiedział obcy” czy „? - zapytał obcy”?
Sytuację, w pewnym stopniu, ratuje zdolność pisarza do tworzenia niezwykle charakterystycznych postaci. Każda z osób, występujących w książce jest nietuzinkowa i nie do podrobienia. Tak jak w przypadku „Straży! Straży!” pokochałam Marchewę, tak tu zostałam fanką Śmierci. Jest to jedyny bohater, który był w stanie wywołać chociażby uśmiech na mojej twarzy, bo o śmiechu w przypadku tej książki, mówić nawet nie można. Autor w wielu przypadkach posługiwał się grą słów, która miała rozbawić czytelnika, weźmy np. po- lisa tu-bez-pieczni. Ha, ha, ha. Boki zrywać.
Mimo że w ostatnim czasie coraz częściej i chętniej sięgam po fantastykę, to książki Terrego Pratchetta wciąż nie są w stanie w ciągnąć mnie na tyle, abym dała się wciągnąć.

Zapraszam też do udziału w jubileuszowym KONKURSIE :)

07:23

"Straż! Straż" - Terry Pratchett

Tytuł: Straż! Straż!
Tytuł oryginału: Guards! Guards!
Autor: Terry Pratchett
Wydawnictwo: Prószyńska i S-ka
Data wydania: styczeń 2005
Liczba stron: 304
Tematyka: Fantastyka
Ocena: 7/10

Bardzo cenię sobie oryginalność. Kiedy autor ma swój niepowtarzalny styl i wyróżnia się na tle innych, od razu czuję do niego respekt.
Terry Pratchett to pisarz, o którym z pewnością słyszał każdy. Wśród miłośników fantastyki jest to nazwisko wręcz kultowe, cenione i bezgranicznie wychwalane. Czy jednak jest o co robić tyle szumu? Co do tego miałabym niemałe, a wręcz ogromne wątpliwości.
Straż Miejska w Ankh-Morpork jest powszechnie wyśmiewana i znieważana. Mieszkańcy miasta wiedzą bowiem, że stanowi ona jedynie element krajobrazu i w żadnym wypadku nie walczy z przestępczością. O bezużyteczności danej organizacji nie wie natomiast nowy strażnik Marchewa – dwumetrowy krasnolud, który ze względu na swoje rozmiary musiał upuścić rodzinne strony. Bohater przekonany jest o niesamowicie ważnym charakterze swojej pracy, pilnie studiuje „Prawa i Przepisy Porządkowe miast Ankh i Morpork” i skrupulatnie wypełnia zawarte tam reguły.
Pod wpływem zdeterminowanego krasnoluda Straż Miejska naprawdę zaczyna działać i wkrótce ma ręce pełne roboty, ponieważ nad miastem kontrolę próbuję przejąć ... smok! Ta przerażająca istota wymyka się spod wpływu tajnego zgromadzenia, przez które została przywołana i zaczyna terroryzować osadę.
Na cykl o Świecie Dysku składa się aż trzydzieści dziewięć książek, jednak znajomość każdej części nie jest rzekomo wymagana, żeby zorientować się w akcji. Każdy tom stanowi bowiem osobną historię i porusza inny temat. Wszelkie występujące nawiązania do wcześniejszych wydań wyjaśnione są przypisami. O zgrozo! Tylko weź człowieku je zrozum, skoro jesteś nieobeznany ze światem przedstawionym, a ich autorem jest sam pisarz, który nie omieszka poczęstować Cię w nich kolejną dawką swego „wykwintnego” humoru. Groteska i ironia te dwa słowa idealnie opisują styl Pratchetta.
Z ciekawości weszłam na oficjalną, polską stronę owego autora i co tam widzę? „ Inteligentny humor?! Jeśli humor przedstawiony w „Straży miejskiej” należy do inteligentnych to chyba czytelnik musi być, za przeproszeniem, niespełna rozumu. Oczywiście w powieści znalazło się kilka wyszukanych żartów, które nawet mnie rozbawiły, jednakże większość z nich była po prostu żenująca.
Bez wyrzutów sumienia mogę jedynie pochwalić okładkę, która świetnie oddaje klimat i atmosferę fabuły. Podoba mi się styl, w jakim została wykonana a także fakt, że cały cykl o Świecie Dysku oprawiony jest w nawiązujące do siebie ilustracje, dzięki temu powieści Pratchetta są bardzo charakterystyczne i od razu rzucają się w oczy na sklepowych półkach.
Pewnie wielu z was się zastanawia, dlaczego tak wysoko oceniłam „Straż! Straż!”, skoro tak zawzięcie ją krytykuję. Śpieszę z wyjaśnieniem. Wszystko to dlatego, że niesamowicie zżyłam się z bohaterami. Kreacja każdego z nich jest, według mnie genialna. Wszyscy są bardzo charakterystyczni i mają swój specyficzny styl bycia. Marchewę pokochałam od pierwszych stron powieści i można by powiedzieć, że zostałam jego fanką. W tym miejscu pokuszę się na wysnucie przypuszczenia, że być może to właśnie na niepowtarzalnych bohaterach opiera się cały fenomen twórczości tego Terrego Pratchetta.
Innym dziełom pióra tego autora z pewnością dam jeszcze szansę, gdyż mimo wszystkich moich skarg i zażaleń, o których napisałam, stworzył on fabułę, która rzeczywiście ma to „coś” i potrafi wciągnąć. Jestem ciekawa, którą część Świata Dysku wy  polecacie?

12:47

"Hyperversun" - Cecilia Randall

Tytuł: Hyperversum
Autor: Cecilia Randall
Wydawnictwo: Esprit
Data wydania: maj 2011
Liczba stron: 768
Tematyka: Fantastyka, Literatura młodzieżowa
Ocena: 10/10

Wyobrażasz sobie, że miałbyś porzucić wszystko i przenieść się osiemset lat wstecz do średniowiecza? Poradziłbyś sobie bez wszystkich udogodnień, jakie przyniosła nam współczesność? Mi wyjątkowo trudno byłoby się zaaklimatyzować w nowym, tak odmiennym środowisku. Nie potrafię nawet myśleć o życiu bez elektryczności czy dostępu do ciepłej, bieżącej wody.
Daniel, jeden z głównych bohaterów książki, to prawdziwy pasjonata gier komputerowych, a konkretnie jednej – Hyperversum. Zaraził on swoim hobby nie tylko najbliższych znajomych, ale i przybranego, starszego brata. Z okazji powrotu Iana z Francji, gdzie chłopak studiuje historię rodu Montmayeur i Ponthieu, młodzież postanawia zorganizować wspólną sesję RPG. Autorem rozgrywki jest najstarszy z rodzenstwa, który sam wymyślił fabułę gry. Młodzieniec prezentuje przyjaciołom wirtualną reprodukcję zdarzeń z czasów Filipa II. W niebezpiecznej Europie tamtych czasów, w obliczu zbliżającej się wojny postacie, którymi grają bohaterowie muszą odnaleźć angielskiego szpiega.
W niewyjaśnionych okolicznościach Daniel, Ian, Jodie, Donna, Martin i Carl zostają wciągnięci w środek wydarzeń. Nie wiedzą, jakim sposobem nagle znaleźli się na miejscu wykreowanych przez siebie postaci. Dodatkowo nie posiadają ich umiejętność i nie mogą połączyć się z systemem Hyperversum.
Szóstce bohaterów grozi ogromne niebezpieczeństwo, nie znają oni dokładnie ówczesnych zwyczajów i praw. Ich język różni się od mowy tubylców, dlatego szybko wpadają w pierwsze tarapaty. Średniowieczna rzeczywistość doświadcza nastolatków w różnoraki sposób, stawia na ich drodze osoby wrogie, ale i dobroduszne jak na przykład Isabeau. Co ciekawe Ian wcześniej zgłębiał dzieje jej rodu, dlatego zna jej najbliższą przyszłość. Mężczyzna zakochuje się w kobiecie i nie jest w stanie przestać o niej myśleć, choć wie, że związek między nimi jest nierealny, ponieważ dziewczyna wyjdzie za mąż za innego. Los jednak całkowicie go zaskoczy i zmieni jego dotychczasowe plany.
Historia stworzona przez Cecilie Randall jest fenomenalna Trudno mi w sposób krótki opisać tak obszerną i ciekawą historię. Wiem, że 750 stron może przerażać szczególnie osoby, które preferują powieści krótsze, jednak muszę stwierdzić, że utwór czyta się niesamowicie szybko.  „Hyperversum” jest jak tytułowa gra, jego akcja wciąga i wprost nie pozwala się wydostać.
Bez wątpienia tak właśnie powinna wyglądać literatura młodzieżowa. Ciekawa fabuła, pełna nieprzewidzianych zwrotów akcji,  bohaterowie, z którymi czytelnik od samego początku się zżywa i co najważniejsze spora dawka emocji. Mało tego, z rzetelnych opisów, zawartych w książce, można się sporo nauczyć o średniowiecznej codzienności.
W książce pierwsze skrzypce grają Ian i Daniel, choć „Hyperversum” przeniosło w przeszłość aż sześć postaci. Odgrywają one jednak całkowicie poboczne role i można nawet rzec, że nie wpływają na rozwój zdarzeń. Osobiście mi to wcale nie przeszkadzało, ponieważ właśnie tych dwóch bohaterów polubiłam najbardziej.
Zarówno sposób pisania autorki, jak i cały wykreowany świat zasługuje na oklaski. Czytając powieść miałam wrażenie, jakbym naprawdę znalazła się w średniowieczu! Bardzo żałuję, że w Polsce opublikowana została jak na razie jedynie jedna powieść tej pisarki. Z niesamowitą radością przeczytałabym coś jeszcze spod pióra pani Randall, szczególnie że w jej ojczystych Włoszech wydano  kolejny tom „Hyperversum”.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu Esprit: 

Wydawnictwo Esprit zgodziło się ufundować egzemplarz "Hyperversum" specjalnie dla was! Zapraszam do wzięcia udziału w urodzinowym losowaniu.

10:56

"Dopóki mamy twarze" - Clive S. Lewis

Tytuł: Dopóki mamy twarze
Tytuł oryginału: Till we have faces
Autor: Clive S. Lewis
Wydawnictwo: Esprit
Data wydania: marzec 2010
Liczba stron: 360
Tematyka: Literatura piękna, zagraniczna, fantastyka
Ocena: 8/10

W umyśle każdej małej dziewczynki pewnie nieraz pojawiła się myśl: „Chciałabym być księżniczką”. Ogromny pałac, nieziemska uroda i przystojny książę na białym rumaku to spełnienie dziecięcych marzeń. Niemniej jednak w powieści Clive'a Lewisa, znanego wszystkim autora „Opowieści z Narnii”, prócz wielkiego zamku, główna bohaterka nie posiada żadnej z wymienionych wyżej rzeczy.
Natura nie była hojna dla księżniczki Orual. Dziewczyna była nadzwyczaj szpetna, a jej wygląd odpychał i budził wstręt. Wyśmiewana przez ojca, który nie mógł spłodzić męskiego potomka, i młodszą siostrę, czuje się samotna i niepotrzebna. Wszystko jednak ulega zmianie, gdy na dworze pojawia się Lis. Grecki niewolnik, zatrudniony przez króla w celu edukacji córek, okrywa w paskudnej nastolatce potencjał. Uczennica szybko przyswaja nowe fakty, zadaje pytania i w przeciwieństwie do siostry, chce rozszerzać swoją wiedzę.
Narodziny nowej królewny - Psyche są kolejnym punktem zwrotnym w życiu bohaterki Niemowlę pod względem aparycji stanowi całkowite przeciwieństwo starszej siostry. Od samego początku olśniewa każdego swoją zadziwiającą urodą. O dziwo Orual, która w ciągu lat pogodziła się ze swoim wizerunkiem, nie odczuwa zazdrości wobec pięknego dziecka. Kocha je bezgranicznie i jest dla niej drugą matką.
Wkrótce nad królestwo w Glome nadciągają ciemne chmury. Nieurodzajna ziemia, susza i zaraza powodują śmierć setek poddanych. Prosty lud, który w najmłodszym dziecku króla widzi ucieleśnienie bogini Ugnit, domaga się spotkania z dorastającą panną. Psyche zmuszona jest dotykać swymi dłońmi każdego chorego, bowiem społeczeństwo dodatkowo utwierdzone jest w przekonaniu, że jej niebiańskie ręce mają moc uzdrawiania. Jednak tragiczna sytuacja w krainie dalej pozostaje niezmienna. Ludność szybko cofa niedawne zdanie i zaczyna widzieć w Istrze źródło swoich nieszczęść. Starszyzna jest przekonana, że prawdziwa bogini ich ziem, jest zazdrosna o urodę Istry i zagniewana za cześć, jaką miejscowi oddają człowiekowi. Kapłani rzucają losy, z których wynika, że dziewczyna musi zostać ofiarowana Cieniowi Bestii. Uroczysta procesja aż do świętej Szarej Góry kończy się przywiązaniem Psyche żelaznymi łańcuchami do drzewa, gdzie w ciągu najbliższego czasu, ma zostać pożarta przez legendarnego potwora.
Pewien czas po owym wydarzeniu Orual, wciąż zdruzgotana stratą ukochanej osoby, postanawia udać się w miejsce śmierci siostry, aby w należyty sposób pogrzebać jej szczątki. Na miejscu jednak okazuje się, że księżniczka Istra żyje i na dodatek twierdzi, że jest teraz małżonką boga. Główna bohaterka za wszelką cenę stara się wybić owe głupstwa z głowy swojej wychowanki. Czy jednak brednie, które słyszy księżna Glome, rzeczywiście są nieprawdziwe?
Narracja prowadzona przez Orual jest klarowna i zrozumiała, występują częste, bezpośrednie zwroty do czytelnika. Kobieta ma na celu nie jest tylko ukazanie swojej historii, jej głównym zamiarem jest wysnucie zarzutu przeciwko bogom. Oskarża ich o dwulicowość i manipulacje ludzkim życiem.
Lewis daje nam nie tylko ciekawą i wciągającą historię, ale i źródło rozważań na tematy wiary. W swoim dziele ukazuje tak naprawdę kwestię duchową, która nurtuje każdego człowieka. Dzięki elementom fantasy oraz inspiracjom kulturą starożytnych Rzymian i Greków, atmosfera książki jest niemal magiczna. Z pewnością mogę stwierdzić, że „Dopóki mamy twarze” przypadnie do gustu nawet najbardziej wybrednemu czytelnikowi.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu Esprit:
Copyright © 2014 . . . Public - Reading . . . , Blogger