Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 5/10. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 5/10. Pokaż wszystkie posty

15:14

"Gdy powrócą kanarki" - Laura Barrow

Tytuł:
Gdy powrócą kanarki
Tytuł oryginału: Call the Canaries Home
Autor: Laura Barrow
Wydawnictwo: Literackie
Data wydania: czerwiec 2025
Liczba stron: 378
Tematyka: Literatura piękna, zagraniczna
Średnia ocena: 5/10
 
W upalne lato 1994 w miasteczku Muscadine w Luizjanie nad brzegiem jeziora bawią się cztery siostry z rodziny Guidry. Dziewczynki są pod nadzorem matki i babki, jednak w chwili ich nieuwagi dochodzi do zaginięcia jednej z bliźniaczek – Georgii. Policja i lokalni mieszkańcy przeczesują teren, jednak po dziewczynce nie ma ani śladu. Zrozpaczone stratą siostry, pozostałe dziewczynki zakopują na podwórzu kapsułę czasu, którą obiecują sobie odkopać po 25 latach, mając nadzieję, że zrobią już to w towarzystwie swojej odnalezionej siostry.
 
Książka pisana jest z perspektywy każdej z sióstr – Rayannah, Sue Ellen oraz Savannah, jak i z punktu widzenia ich babci - Marlynn. Daje to czytelnikowi szansę na lepsze poznanie każdej z bohaterek jak i tłumaczy emocje nimi kierujące, bo jak się okazuje działania każdej z kobiet są wywołane przez inne pobudki i każda z nich wydarzenia z przeszłości interpretuje na swój własny sposób.
 
W książce nie znalazłam zupełnie nic oryginalnego. Jest to po prostu kolejna opowieść o zaginięciu dziecka, z którym rodzina nie potrafi sobie poradzić i wciąż żyje nadzieją na odnalezienie zaginionej. Nie znajdziemy tutaj ani oryginalnej historii ani oryginalnych bohaterów (prócz jednego, ale o tym za chwilę), ani nadzwyczajnego stylu pisania. Tak się zastanawiam, czym kierowali się Ci wszyscy ludzie, którzy powieści dali maksymalną liczbę gwiazdek na portalu goodreads, o czym tak sumiennie przypomina okładka książki. Może po prostu byli to młodsi czytelnicy, którzy pierwszy raz zetknęli się z literaturą piękna z dodatkiem kryminału? Nie wiem.
 
Najbardziej pamiętliwą bohaterką okazała się babcia sióstr zwana też Bunią. Jako jedyna była prawdziwych charakterem tej powieści, a nie kolejną bohaterką, która nie wie, co począć ze swoim życiem po 25 latach od zaginięcia swojej wnuczki. Nie chcę tu wyjść na osobę cierpiącą na znieczulicę, bo rozumiem, że tak traumatyczne wydarzenie jak strata córki/wnuczki/siostry może mieć znaczący wpływ na życie i przyszłość całej rodziny, lecz jeśli po ćwierćwieczu, dalej nikt nie jest w stanie sobie z tym poradzić to jedyne co mogę powiedzieć to to, że czas najwyższy udać się na terapię, aby to wszystko przepracować.
 
„Kiedy powrócą kanarki” to powieść po której spodziewałam się znacznie więcej. Mimo że nie była zła, do najlepszych jej również nie mogę zaliczyć. Ot, takie czytadło, które na długo nie zostanie mi w pamięci. Zdecydowanie są lepsze powieści o podobnej tematyce, które są bardziej warte naszego czasu. 

14:46

"Posłaniec" - Markus Zusak

Tytuł: Posłaniec
Autor: Markus Zusak
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: maj 2019
Liczba stron: 352
Tematyka: Literatura piękna, zagraniczna
Średnia ocena: 5/10

Ed Kennedy - zwyczajny australijski taksówkarz pewnego dnia wraz z grupą swoich przyjaciół jest świadkiem napadu na bank, podczas którego wykazuje się brawurowym aktem odwagi. Zaraz po tym wydarzeniu w jego skrzynce na listy zaczynają lądować asy wraz z namiarami na osoby, które potrzebują pewnego rodzaju pomocy lub wsparcia. Tym sposobem Ed zostaje posłańcem i inicjatorem dobrych uczynków.

Po przeczytaniu paru pierwszych rozdziałów książki miałam wrażenie, że „Posłaniec” będzie książką poniekąd komediową, szybko jednak okazało się, że to nieprawda. Momentami powieść rzeczywiście potrafiła rozbawić, jednak tylko momentami, wraz z rozwojem akcji poziom humoru spadał coraz to na niższy poziom. Momentami wręcz odnosiłam wrażenie, że książka jest nieco infantylna, a sam autor gubi się w tym, co chce przekazać. Sam pomysł na fabułę książkę też nie był nadzwyczaj oryginalny. Mi trochę przypominał film „Siedem dusz”. Ogólnie często czy to w filmach czy książkach pojawiają się wątki bohatera z ulicy, który swoimi czynami odmienia życie lokalnej społeczności. Taki supermen o mniejszym rozgłosie, bez peleryny i umiejętności latania, czyli cały Ed Kennedy.  

Myślę, że jak każda lektura tego typu, „Posłaniec” ma za zadanie nakłonić czytelnika do refleksji i pomóc mu zauważać magię w małych, codziennych rzeczach. Trudno mi jednak było wyciągnąć z tej powieści jakąś lekcję, gdyż większość czasu drapałam się w głowę i zastanawiałam nad realnością zdarzeń przedstawionych w książce. Dużym zaskoczeniem dla mnie była reakcja bohaterów na śledzenie ich przez Eda. Normalną odpowiedzią większości ludzi byłaby co najmniej rezerwa, chęć ucieczki bądź wezwania pomocy, podczas gdy większość osób z którymi ma do czynienia Ed ma od samego początku ma do niego wręcz przyjacielski stosunek i bez najmniejszych oporów nie tylko prowadzi z nim dialog, ale też w niektórych przypadkach zaprasza go do swojego domu. Totalnym hitem była dla mnie jednak próba pozyskania nowych wiernych do kościoła poprzez oferowanie im darmowego piwa. Czy naprawdę ktoś dał się nabrać na to, że takie zdarzenia są choć trochę prawdopodobne w normalnym życiu?

Zakończenie książki też nie miało większego sensu. Niby Marcus Zusak próbował całą akcję ze sobą spoić, sprawdzić żeby złożyła się w logiczną całość z ciekawym finiszem, jednak według mnie nie bardzo mu się to udało. Gdybym nie wiedziała, kto napisał tę książkę, a po jej lekturze powiedziano by mi, że „Posłaniec” wyszedł spod pióra tego samego autora co bestsellerowa „Złodziejka książek” nie uwierzyłabym. Przepaść pomiędzy tymi utworami jest przeogromna. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że ta książka była pierwszą powieścią autora jestem jedynie w stanie wywnioskować, że Marcus Zusak wyciągnął potrzebną lekcję i swój kunszt literacki ulepszył. 

11:39

"It Starts with Us" - Colleen Hoover

Tytuł: It Starts with Us
Tytuł oryginału: It Starts with Us
Autor: Colleen Hoover
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: pażdziernik 2022
Liczba stron: 336
Tematyka: Literatura zagraniczna, Romans
Ocena: 5/10

Poszłam za ciosem i od razu po przeczytaniu ‘It Ends with Us’ wzięłam się za kolejną książkę z serii mianowicie ‘It Starts with Us’. Collen Hoover przyznała, że nie planowała pisania kontynuacji ‘It ends with us’ jako, że według niej historia Lily skończyła się w odpowiednim momencie, i tu się zgodzę. Ta kontynuacja nie powinna powstać tylko ze względu na to, że fani autorki chcieli poznać dalesze losy bohaterów. Niestety, ale cała powieśc wygląda jakby była pisana tylko po to, żeby zadowolić oczekiwania czytelników, którym marzy się zobaczenie głównych bohaterów razem.
 
Atlas jest po prostu i d e a l n y: ma ciało greckiego Boga, genialnie gotuje i prowadzi dwie odnoszące sukcesy restauracje, a do tego ten charakter! Nic nie jest w stanie wytrącić go z równowagi, Lily jest dla niego całym światem, a on pomimo tego co przeszedł w dzieciństwie wyciąga pomocną rękę do swojej matki i brata. Przez ponad trzysta stron powieści Atlas nie popełnił żadnej gafy oraz ani razu nie podniósł głosu bez względu na to jakie emocje nim targały. Normalnie, żebym nie miała męża i żeby Atlas nie był postacią fikcyjną to sama bym sie zakochała.

Dla odmiany ta część serii jest pisania z perspetywy zarówno Lily jak i Atlasa. Ciekawym doświadczeniem było poznać punkt widzenia Atlasa i tym samym dowiedzieć się jak z jego perspektywy wyglądały początki jego znajomości z Lily. Dodatkowo, bardzo podobało mi się włączenie do akcji nowych bohaterów od strony Atlasa. Wydaje mi się, że gdyby autorka ponownie zdecydowała się na pisanie opowieści wyłączenie z perspektywy Lily to ta powieść byłaby praktycznie o niczym. Dodanie wątku brata Atlasa, ale też jego dalszej rodziny i przyjaciół ożywiło akcje i było w sumie jedynym co się działo w książce i czego nie można było do końca przewidzieć. Jak można się domyślić perspektywa Lily była bardzo płaska i nie wnosiła za wiele do powieści, prócz lamentów Lily i dylematów nad tym jak ma dalej pokierować swoim życiem.  

Podsumowując, odniosłam wrażenie, że autorka pisząc tę książkę nie postarała się tak bardzo jak w przypadku jej poprzedniczki, po prostu dała fanom to co chcieli, bo wiedziała, że książka i tak bardzo dobrze się sprzeda tak samo jak miało to miejsce w przypadku ‘It ends with us’. Nie zmienia to jednak faktu, że ja książkę pochłonęłam w jeden dzień.

00:41

"Złe dziewczyny nie umierają" - Katie Aleder

Tytuł: Złe dziewczyny nie umierają
Tytuł oryginału: Bad Girls Don't Die
Autor: Katie Alender
Wydawnictwo: Feeria Young
Data wydania: styczeń 2016
Liczba stron: 360
Tematyka: Literatura młodzieżowa, Horror
Ocena: 5/10

Co jest takiego upiornego w lalkach, że są one motywem przewodnim tak wielu strasznych historii?Jak dla mnie potwór z nich żaden, jednak jak widać inni mają w tej kwestii odmienną opinię. Katie Aleder na przykład uważała, że stanowią one doskonałą bazę pod horror i tak właśnie powstała jej najnowsza książka. “Złe dziewczyny nie umierają” to historia siedemnastoletniej Alexis, której młodsza siostra zostaje opętana przez złego ducha, zamieszkałego w jednej z jej setek kolekcjonerskich lalek. Dusza, pełniąca kontrolę nad ciałem Kasey, chce użyć jej do przeprowadzenia zemsty na całych pokoleniach miejscowych kobiet, a zadaniem Alexis będzie ją powstrzymać.

Być może inni czytelnicy polubią główną bohaterkę, jednak mnie Alexis niemiłosiernie irytowała. Wszystko dlatego, że autorka usiłowała za wszelką cenę wykreować ją na młodocianą buntowniczkę, (z różowymi włosami ,żeby oczywiście odróżniała się na tle innych uczniów), nierozumianą przez rówieśników i bezgranicznie skupioną na swojej pasji jaką jest fotografia. Wszystkie te cechy miały nadać jej wyjątkowego charakteru, jednak w rzeczywistości bohaterka stała się jedną z miliona “rebeliantek”, których w literaturze typu young adult co nie miara.

“Złe dziewczyny nie umierają” z założenia miało być straszną historią, która niestety nie przerażała nawet odrobinę, a momentami wręcz śmieszyła. Za przykład może posłużyć wątek magicznych naszyjników, które swoją mocą ochraniały główną bohaterkę przed wpływem nawiedzonej, młodszej siostry. Dodatkowo po połączeniu buchały iskrami i ogólnie działy się z nimi kosmiczne rzeczy. Jednym słowem, wątek baaardzo infantylny i nietrafiony. Wydaje mi się, że już cokolwiek inny “talizman” lepiej spełniałby swoją rolę i być może byłby nieco bardziej upiorny.

O minusach chyba nasłuchaliście się już wystarczająco dużo, więc czas teraz przejść do tych (niewielu) plusów, jakim może się powyższa książka poszczycić. Po pierwsze powieść czyta się zadziwiająco szybko, w moim przypadku był to zaledwie jeden dzień, co uważam za całkiem niezły wynik, biorąc pod uwagę jak niewiele czytam w ostatnim czasie. Po drugie zachwycająca okładka obok której nie da się przejść obojętnie. Wydawnictwo posłużyło się oprawą amerykańską i miejmy nadzieję, że w przypadku pozostałych tomów pozostanie to nie zmienione, bo z tego co widziałam, inne okładki z serii są równie znakomite jak ta. Po trzecie … no, niestety trzeciego plusu nie udało mi się odnaleźć.

Co tu dużo mówić, “Złe dziewczyny nie umierają” to powieść przeznaczona dla zdecydowanie młodszych czytelników, którym nie będzie przeszkadzała pospolitość głównej bohaterki i które przepadają za “tanimi” horrorami. Myślę też, że fanom serii “Pośredniczka” autorstwa Meg Cabot (czy ktoś jeszcze pamięta ten cykl?) powieść Katie Aleder również mogłaby się spodobać.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Feeria:

23:54

"Playlist for the dead" - Michelle Falkoff

Tytuł: Playlist for the dead. Posłuchaj, a zrozumiesz
Tytuł oryginału: Playlist for the dead
Autor: Michelle Falkoff
Wydawnictwo: Feeria Young
Data wydania: listopad 2015
Liczba stron: 264
Tematyka: Literatura młodzieżowa
Ocena: 5/10

Trudno jest pogodzić się ze śmiercią najleszego przyjaciela. Sama byłam nie tak dawno w podobnej sytuacji, więc uwierzcie mi, wiem co mówię. Człowiek cały czas zastanawia się, co mógłby zrobić inaczej, żałuję wypowiedzianych słów i straconych szans. W moim przypadku było o tyle "łatwiej", że mój znajomy został zabrany przez chorobę, a nie popełnił samobójstwa tak jak to miało miejsce w "Playlist for the dead".

Hayden nie zostawił żadego listu pożegnalnego, w którym wyjaśniałby przyczyny odebrania sobie życia, jednak Sam - jego najlepszy i zarazem jedyny przyjaciel, tuż obok ciała znajduje playlistę złożoną z 27 utworów wraz z dopiskiem: "Posłuchaj, a zrozumiesz". Od tej pory bohater raz po raz przesłuchuje składankę i głowi się, jaką wiadomość chciał mu przekazać zmarły kompan, bowiem zarówno wybór piosenek jak i ich treść nie wydają się dawać żadnej sensownej odpowiedzi na to pytanie. Ponadto wraz z rozwojem wydarzeń wychodzi na jaw, że Hayden zataił przed swoim Samem parę istotnych kwestii, które mogły mieć istotny wpływ na podjętą przez niego decyzję.

Sięgając po książkę Michelle Falkoff miałam pewne obawy. Opis z tyłu okładki przypominał mi inną powieść o podobnej tematyce, którą czytałam jakiś czas temu, mowa tu o "Trzynastu powodach". Aczkolwiek już po pierwszych kilku rozdziałach wiedziałam, że mój niepokój był niepotrzebny. W prawdzie w obu powieściach wątek przewodni - próba odnalezienia przyczyny samobójstwa nastolatka - jest identyczny, jednak na tym podobieństwa się kończą. "Playlist for the dead" ma ten plus, że jej fabuła jest znacznie bardziej rozbudowana i rozciągnięta w czasie, dzięki czemu czytelnik nie jest od samego początku przytłoczony gradem wydarzeń, a ponadto może obserwować jak wraz z upływem dni zmienia się sposób myślenia i postrzegania rzeczywistości przez głównego bohatera.

“Playlist for the dead” to dobra powieść ... jednak tylko dla osób w wieku do, powiedzmy, 17 lat. Starsi czytelnicy raczej nie znajdą w tym utworze niczego zaskakującego czy unikalnego. Wszystko przez młodych i niedoświadczonych życiem bohaterów, którzy dopiero na łamach powieści przeżywają swoje pierwsze miłości, bójki oraz załamania. Aczkolwiek to nie niedojrzałość postaci wzbudziły moją największą irytację. To co doprowadzało mnie do szału to przerywane wątki, a szczególnie jeden konkretny – motyw Arcymaga_Ged'a. Gdy tylko na arenie zdarzeń pojawiła się ta tajemnicza persona, pomyśłałam sobie “Oho! Dzieje się coś ciekawego! Być może śmierć Haydena miała jakieś mroczne pobudki”, zaczęłam już węszyć ukryte spiski, teorie, a nawet fantastyczne czy też pozagrobowe wpływy. Na próżno.

Jak już wyżej wspomniałam, Michelle Falkoff stworzyła książkę dla dość zawężonego obszaru odbiorców. Młodsi czytelnicy być może uznają tę powieść za genialną i wyciągną z niej wiele ciekawych wniosków, podczas gdy starsi przeczytają ją bez większych emocji i szybko zapomną w ogóle o jej istnieniu.  

  Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Księgarni Dadada.pl:
    --------------------------------------------------------------------------------
Specjalnie dla Czytelników Public-Reading księgarnia Dadada.pl oferuje kod rabatowy, który będzie uprawniał do dodania do zamówienia złożonego w księgarni  (o określonej minimalnej wartości - 25zł) jednej książki młodzieżowej po 3zł z puli proponowanych produktów. Wystarczy przy zamówieniu wpisać kod z obrazka poniżej:

19:28

"Czy wspominałam, że Cię kocham?" - Estelle Maskame

Tytuł: Czy wspominałam, że Cię kocham?
Tytuł oryginału: Did I mention I love you?
Autor: Estelle Maskame
Wydawnictwo: Feeria Young
Data wydania: 21 październik 2015
Liczba stron: 408
Tematyka: Literatura młodzieżowa
Ocena: 5/10

Co tu dużo ukrywać, miałam wielki problem z zabraniem się za pisanie tej recenzji, bo najzwyczajniej w świecie nie mam pojęcia co o niej napisać. „Czy wspominałam, że Cię kocham?” nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych powieści gatunku Young Adult. W sumie to książka aż zadziwia swoją nijakością. Ot, zwykła niczym wyróżniająca się dziewczyna zgadza się spędzić wakacje u dawno niewidzianego ojca i zakochuje się w swoim intrygującym przyrodnim bracie. Jak można byłoby się spodziewać jej obiekt zauroczenia jest typem „złego chłopca”, którego bohaterka stara się poskromić. Nie znajdziemy tutaj żadnych spektakularnych wydarzeń, a ewentualnie niczym niewyróżniające się młodzieńcze wybryki.

Czytając książkę bardzo dużą wagę przykładam do wyrazistych bohaterów. Często nawet jeśli fabuła nie jest wystarczająco dobra, ale za to postacie, grające wiodącą rolę w powieści, są unikalne i zaskarbią sobie moją sympatię, automatycznie podnosi to moją notę za cały utwór. Jednak w przypadku „Czy wspominałam, że Cię kocham?” żaden z bohaterów nie wydał się mi bliski czy też nad wyraz interesujący. W sumie to przeglądając inne recenzje na temat DIMILY byłam szczerze zdumiona jak wielu czytelników zachwyca się postacią Tylera, który dla mnie osobiście irytował szczególnie na samym początku powieści.

Mimo że jak wspomniałam powieść nie jest specjalnie wyjątkowa, to wcale nie oznacza, że jest zła czy nieciekawa. Z całą pewnością seria DIMILY przypadnie do gustu dorastającym nastolatkom, które w książce znajdą odzwierciedlenie problemów, z którymi być może aktualnie się zmagają. Autorka pisząc swoją debiutancką książkę miała zaledwie siedemnaście lat, dlatego zachowanie i sposób myślenia bohaterów są bardzo adekwatnie do rzeczywistości.

Największym atutem książki jest według mnie jej okładka. Kolaż zdjęć utrzymanych w ciepłej tonacji nie dość że kojarzy się z wakacjami to jeszcze świetnie pasuje do tematyki utworu. Tytuł z kolei, chociaż zapada w pamięć, to nie mam pojęcia skąd się wziął. Jakoś nie mogę go dopasować, ani do motywu przewodniego książki ani do żadnej sytuacji w niej zawartej.

Summa summarum, pierwszy tom DIMILY nie powala treścią ani nie zapowiada kolejnej fenomenalnej serii, jednak jest dobrą lekką i niezobowiązującą lekturą dla młodszych czytelników.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Feeria:

17:44

"Rubinrot"

Tytuł: Rubinrot
Data premiery: 14 marzec 2013
Reżyseria: Felix Fuchssteiner
Scenariusz: Katharina Schöde, Felix Fuchssteiner
Kraj produkcji: Niemcy
Gatunek: Fantasy
Czas trwania: 2h 2 min
Ocena: 5/10

Mija już prawie rok odkąd Kerstin Gier zachwyciła mnie swoją “Trylogią czasu”. Do teraz pamiętam, jak bardzo byłam zafascynowana wykreowaną przez autorkę rzeczywistością. Dlatego też, gdy tylko nadarzyła się okazja, bez wahania zdecydowałam się na obejrzenie ekranizacji, mimo że odchodziłam raczej ze sporym dystansem. Nie spodziewałam się niczego, co powaliboby mnie na kolana. Wyszłam z założenia, że powieści i tak nic nie przebije. W tym przypadku się nie myliłam.

Zacznę jednak od kwestii, za które należy się producentom pochwała. Pierwszą z nich jest przede obsada, która znakomicie trafiła w moje wyobrażenie postaci. Gideon wygląda niemal identycznie jak ten, którego sobie wyobrażałam podczas lektury książki. Kolejną rzeczą jest świetna sceneria, dobór plenerów oraz budynków. No i chyba na tym dostrzeżone przeze mnie plusy się kończą. Pora troszkę ponarzekać. Na pierwszy ogień pójdzie długość ekranizacji. W mojej opinii całą historię (podkreślam, że film obejmuję akcję tylko pierwszej części serii) dałoby się przedstawić w znacznie krótszym czasie niż dwie godziny. Nie narzekałabym też, gdyby reżyser nie rozwlekał się nad mniej znaczącymi wątkami, a za to skupił się na tych naprawdę istotnych.

Najdziwniejszą i zarazem najśmieszniejszą rzeczą w filmie okazała się dla mnie jego “dwujęzyczność” bądź też “dwunarodowość”. Nie mam żadnego pomysłu, w jaki inny sposób nazwać to zjawisko. Dokładniej mówiąc akcja wydarzeń rozgrywa się w Londynie, bohaterowie są rodowitymi brytyjczykami, ale … rozmawiają ze sobą po niemiecku, a wiadomości tekstowe wysyłają sobie w języku angielskim. Oczywiście nie mam nic do języka niemieckiego, lecz według mnie film powinien jak najwiarygodniej odzwierciedlać rzeczywistość przedstawioną w powieści, dlatego też dobrze byłoby aby aktorzy, wcielający się w poszczególne postaci, operowali brytyjskim. Ewentualnie reżyser mógłby się zdecydować na jedną użycie jednej mowy i się jej trzymać przez cały film. Dzięki temu uniknąłby np. moich dywagacji.

Tak się akurat składało, że ekranizację “Czerwieni rubinu” oglądałam wspólnie ze swoim chłopakiem, który krótko mówiąc po okolo godzinie odwrócił twarz od ekranu i zajął się czymś innym, bo jak stwierdził “ten film jest denny”. Ja raczej aż tak negatywnie bym go nie oceniła, chociażby ze względu na sentyment do książki, no ale wiadomo … faceci wolą raczej innego typu filmy.

08:44

"Pandemonium" - Lauren Olivier

Tytuł: Pandemonium
Tytuł oryginału: Pandemonium
Autor: Lauren Olivier
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: październik 2012
Liczba stron: 376
Tematyka: Literatura młodzieżowa
Ocena: 5/10

Moje wrażenia po przeczytaniu “Delirium”: zachwyt, miłość od pierwszego przeczytania, przeogromna ciekawość co do dalszych losów bohaterki. Emocje po lekturze “Pandemonium”: zwątpienie, zawód, rezygnacja. Na tej podstawie można wysnuć trafny wniosek, że pierwsza część w porównaniu do drugiej to całkowite niebo a ziemia. Z wyżyn autorka spada na suchy grunt albo i jeszcze niżej.

Głównej bohaterce powieści Lenie udaje się wkońcu dotrzeć do legendarnej Głuszy – miejsca za murami Portland, którego władza nie jest w stanie kontrolować. Tutaj dziewczyna zdaje sobie sprawę, że jej ukochany poświecił swoje życie, aby dać jej upragnioną wolność. Jednakże ból po stracie Alexa jest znacznie większy niż radość z odzyskanej swobody. Lena jednak dość szybko zapomina o swoim wybawcy i znajduje pocieszenie w ramionach innego chłopaka Juliana.

Ten ostatni fakt chyba najbardziej mnie zirytował i sprawił, że obecnie pałam wielką niechęcią do “Pandemonium”. Nie mogłam wręcz uwierzyć, jak prędko bohaterka znalazła sobie kolejny obiekt uczuć, przecież w pierwszej części wszystko wskazywało na to, że Alex jest jej pierwszą i jedyną miłością. Nie da się zaprzeczyć, że Lena przeszła ogromną przemianę na przestrzeni tych dwóch tomów. Dodatkowo “Pandemonium” obiftuje w opisy, całe mnóstwo długich opisów, które zapełniają kolejne strony powieści i zdają się nie mieć końca.

Wielkim plusem całej serii autorstwa Lauren Olivier są natomiast tytuły książek. Nie wiem, jak sądzą inni czytelnicy, ale dla mnie zarówno Delirium, Pandemonium jak i Requiem stanowią bardzo intrygujące oraz zachęcające zwroty. Cóż jednak tytuły nie są w stanie uratować całej treści książki. Wydaje mi się, że większość czytelników, którzy pokochali “Delirium” bardzo mocno zawiedzie się na jego kontynuacji.  

10:10

"Cena purpury" - Frank S. Becker

Tytuł: Cena purpury
Tytuł oryginału: Der Pries des Purpurs
Autor: Frank S. Becker
Wydawnictwo: M
Data wydania: marzec 2011
Liczba stron: 476
Tematyka: Powieść historyczna
Ocena: 5/10

Wraz z upływem lat życie Flawiusza, bohatera znanego z poprzedniej książki niemieckiego autorka Franka S. Beckera pt: „Zmierzch orła”, staje się coraz bardziej ciekawsze. Mężczyzna dorasta i zdobywa uznanie wielu wybitnych dostojników, którzy widząc jego nieprzeciętne zdolności, powierzają mu niebezpieczne i ryzykowne misje, mające na celu ocalenie Cesarstwa Rzymskiego zarówno przed wrogami z zewnątrz jak i przed wojną domową. Mając u swego boku ukochaną Aqu bohater stawia czoła każdemu wyzwaniu.

„Cena purpury” to już druga powieść, w której zostały opisane losy Flawiusza i szczerze powiedziawszy mam nadzieję, że ostatnia. Takie same zarzuty i wady, które przedstawiłam przy okazji recenzowania „Zmierzchu orła” pojawiają się również i w tym tomie. Przede wszystkim drażniła mnie ilość przygód głównego bohatera. Naprawdę ich liczba starczyłaby na napisanie tuzina kolejnych książek. Tymczasem my mamy je wszystkie przedstawione w jednej. Sprawia to, że w pewnym momencie lektury można się pogubić w akcji książki, która mknie do przodu z szybkością pocisku rakietowego.

Pisząc o tej książce, nie mogę nie wspomnieć o pewnej irytującej kwestii, która niezwykle irytowała mnie w czasie lektury tej książki. Konkretnie mam na myśli fragmenty, w których pojawiali się jacyś dziwni obserwatorzy Flawiusza, którzy z ukrycia śledzili każdy jego najmniejszy ruch. Nie miałabym nic przeciwko tym postaciom, gdyby tylko wprowadzały one cokolwiek do akcji. Tak się jednak nie dzieje. Siedzą oni i obserwują bohatera, tworzy się jako takie napięcie, chwila oczekiwania na jakiś przełom, a tymczasem nie wydarza się kompletnie nic. Po co więc zostały napisane owe epizody? Żeby zapełnić strony?

Przewidywalna fabuła to coś czego nie znoszę w książkach. W prawdzie akcji utworu niemieckiego pisarza w żadnym wypadku nie możemy nazwać przewidywalną, gdyby nie pewna rzecz. Mianowicie często Frank S. Becker kończył rozdziały sformułowaniami typu: „Flawiusz nawet nie wiedział jak bardzo się mylił” bądź też „Miało się stać całkowicie odwrotnie”. I tym sposobem już wiadomo jak mniej więcej potoczy się dalej akcja.

Nie licząc innych przygód, które przytrafiają się głównemu bohaterowi to „Cena purpury” jest bardzo podobna do poprzedniej części z serii. Pierwszy raz spotkałam się z aż takim podobieństwem obu powieści z jednego cyklu. Autor zachował ten sam styl, tą samą mentalność występujących postaci, nawet atmosfera panująca w książce jest identyczna jak ta ze „Zmierzchu orła”.

Mimo przedstawionych wyżej wad Franka S. Beckera należy pochwalić i nagrodzić brawami za dokładne i plastyczne zobrazowanie rzymskiej rzeczywistości z III wieku naszej ery. Autor posługuje się barwnymi opisami, ale i nie szczędzi czytelnikowi krwawych relacji z masowych egzekucji, które były wręcz codziennością w ówczesnym świecie. Miłośnicy historii z Cesarstwem Rzymskim w tle z pewnością będą usatysfakcjonowani.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu M:

07:54

"Mroczna toń" - Tricia Rayburn

Tytuł: Mroczna toń
Tytuł oryginału: Dark Water
Autor: Tricia Rayburn
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: styczeń 2013
Liczba stron: 392
Tematyka: Literatura młodzieżowa
Ocena: 5/10

Syreny z rodu Nenufarów posiadają niezwykłą moc. Jednak ich zdolności są okupione wysokim kosztem. To, co pozwala przeżyć innym istotom ich rodzaju, dla nich jest niewystarczające. Liczne kąpiele w oceanie, hektolitry wypitej słonej wody pomagają jedynie na chwilę. Wobec tego Vanessa musi zmagać się nie tylko z problemami z ukochanym, ale też i z ciągłym odwodnieniem i złym samopoczuciem.

Na łamach trzeciego tomu serii o mitycznych syrenach w życiu głównej bohaterki zajdą niemałe zmiany. Ponadto Vanessa przejdzie ogromną przemianę, nie tylko wewnętrzną ale i zewnętrzną. „Mroczna toń” powiela schemat znany czytelnikom z dwóch poprzednich części cyklu o syrenach. Po raz kolejny główna bohaterka musi stawić czoła zasadzce zastawionej przez inne zniewalająco piękne kobiety, które zrobią wszystko, aby się jej pozbyć. Niestety czytanie po raz trzeci tej samej historii przedstawionej tylko w nieco odmienny sposób było odrobinę nużące. Najbardziej jednak irytował mnie fakt, że przez większość książki bohaterka walczy z oznakami swojego odwodnienia, które stają się częstsze i intensywniejsze.

Bardzo się ucieszyłam, że w tej części Simon, bohater którego darzę niemałą sympatią, brał znacznie większy i bardziej aktywny udział w akcji aniżeli w tomie poprzednim. Aczkolwiek akcja ta była bardzo przewidywalna i monotonna. Tajemnice i zagadki, którymi Tricia Rayburn darzy czytelnika, są diabelnie proste to rozwiązania. Od razu widać, kiedy autorka próbuje w jakikolwiek sposób wprowadzić odbiorcę w błąd, aby potem go „zaskoczyć”.

Zakończenie powieści nie tylko odrobinę mnie zawiodło, ale i pozostawiło wiele pytań, na które nie znajdziemy w książce odpowiedzi. Dlatego też trudno mi jednoznacznie orzec, czy „Mroczna toń” stanowi idealne dopełnienie i zarazem finisz serii. Odnoszę wrażenie, że autorka mogła się bardziej postarać i zakończyć historię Vanessy oryginalniej i mniej standardowo. Absolutnie się nie zdziwię, jeśli okaże się, że Tricia Rayburn postanowi dalej rozwinąć syrenią serię i napisać jeszcze jedną książkę o przygodach tych morskich stworzeń.

Nie da się ukryć, że tym co wyróżnia serię Tricii Rayburn są wyjątkowo piękne okładki, które idealnie się ze sobą komponują i stanowią zgraną całość. Mało który cykl może poszczycić się tak udaną szatą graficzną. Co więcej styl pisania amerykańskiej autorki pozostaje niezmienny. Jest on bardzo prosty i przyjemny w odbiorze, jednak potrafi też nadzwyczajnie wciągnąć w akcję.

Każda powieść z cyklu „Syreny” to idealna lektura na zbliżające się wakacje. Z pewnością niejedna młoda czytelniczka szybko da się porwać magicznej historii, przedstawionej w książkach.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat:

08:21

"Zmierzch orła" - Frank S. Becker

Tytuł: Zmierzch orła
Tytuł oryginału: Der Abend der Adlers
Autor: Frank S. Becker
Wydawnictwo: M
Data wydania: październik 2010
Liczba stron: 478
Tematyka: Powieść historyczna
Ocena: 5/10

W 260 roku naszej ery potężne niegdyś Cesarstwo Rzymskie dni swojej świetności miało już za sobą. Ogromne państwo zaczęło chylić się ku upadkowi. Musiało znosić nieustanne najazdy wrogich armii, które stale pustoszyły i plądrowały imperium, a także konflikty wewnętrzne pomiędzy mieszkańcami.

Nastoletni Flawiusz, żyjący w tych trudnych dla kraju czasach, postanawia podjąć się długich poszukiwań swojego ojca, który to przed wieloma laty został wcielony do wojska i już nie wrócił do rodzinnych stron. Młody mężczyzna choć wie, że znalezienie rodzica jest bardzo wątpliwe i nadzwyczaj trudne, nie zniechęca się i trwa w złożonym sobie ślubie. W trakcie swojej długiej wędrówki napotka wielu ludzi, zarówno tych nastawionych do niego przyjaźnie jak i tych, którzy będą w ukryciu czyhać na jego życie. Podróż ta bez wątpienia całkowicie zmieni jego nastawienie i obecny stosunek do świata.

Pierwsze co mogę powiedzieć o tej książce to: chaos. W powieści Franka Beckera naprawdę dzieje się bardzo wiele, jednak w głównej mierze są to wydarzenia nic nie znaczące i nic nie wnoszące do akcji. Cała masa różnych wątków epizodycznych niezwykłe przeszkadza w czytaniu. Raz Flawiusz jest niewolnikiem, raz podróżującym, raz po uszy zakochanym nastolatkiem. W pewnym momencie niemal pogubiłam się w akcji i mnogości zdarzeń, które następowały jedno po drugim.Odniosłam również wrażenie jakoby sam autor zaplątał się nieco we własnym opowiadaniu.

Akcja na dobre mnie wkręciła mniej więcej od połowy książki. Wcześniej lektura nieco mnie nużyła i nie byłam nawet pewna, czy będę w stanie dotrwać do ostatniej strony. Jednak od chwili, gdy Flawiusz wyrusza w swoją podróż, historia zdecydowanie robi się ciekawsza. Przeszkadzał mi jedynie fakt, że w jakimkolwiek miejscu nie znalazłby się bohater to zawsze musiał on znaleźć sobie tam dziewczynę, którą oczywiście namiętnie kochał i z którą też chciałby spędzić resztę życia. Szkoda tylko, że na słowach i miłosnych zapewnieniach zazwyczaj się kończyło.

W książce zabrakło mi przede wszystkim faktów historycznych! Mimo że „Zmierzch orła” zaliczany jest to prozy historycznej to historii jest tam, można by rzec, zero. Dlatego też powieść Franka Beckera bardziej byłabym skłonna nazwać powieścią przygodową. Dodatkowo w książce znajdziemy jedynie parę imion, głównie tytułów cesarzy, które znane były na przestrzeni wieków, cała reszta stanowi całkowitą fikcję literacką.

Bohaterowie stworzeni przez autora są bardzo charakterystyczni i zarazem sympatyczni. Flawiusz, który odgrywa w powieści główną rolę, jest wykreowany w sposób bardzo naturalny, niezwykle łatwo jest się z nim utożsamić i wczuć w jego skórę. Ja mimo wszystko najbardziej polubiłam Olusa. Postać ta bez wątpienia wprowadziła do powieści sporą dawkę dobrego humoru i sprawiła, że lektura książki stała się przyjemniejsza.

„Zmierzch orła” poleciłabym przede wszystkim entuzjastom powieści przygodowych. Mnogość wątków i akcji, którą Frank Becker raczy czytelnika, z pewnością zadowoli każdego miłośnika tego typu literatury.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu M:

08:58

"Wybrani" - C.J. Daugherty

Tytuł: Wybrani
Tytuł oryginału: Night School
Autor: C.J. Daugherty
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: marzec 2013
Liczba stron: 440
Tematyka: Literatura młodzieżowa
Ocena: 5/10

Kiedy Allie Sheridan w ramach zadośćuczynienia za swoje złe zachowanie, policyjne aresztowania i nieposłuszeństwo trafia do nieznanej nikomu Akademii Cimmeria w żadnym wypadku nie czuje się wybrana. Pobyt w nowej szkole jest dla niej karą, którą jak najszybciej pragnie odbyć. Surowe, rygorystyczne zakazy, panujące w owej tajemniczej placówce wcale nie są tym do czego przywykła dziewczyna. Co więcej bohaterka non stop zastanawia się, jakim cudem znalazła się w owym miejscu? Przecież jej rodziców nie stać na to, aby mogła ona uczęszczać do elitarnej, niebotycznie drogiej akademii, w której uczą się jedynie potomkowie wpływowych rodów. Co więc sprawia, że Allie jest wyjątkowa i może sobie pozwolić na taki luksus?

Już od pierwszych stron powieści autorka próbuje wykreować główną bohaterkę na tak zwaną „twardą sztukę”. Allie niby ma własne zdanie, charakterystyczny sposób ubierania się i niewyparzony język, ale gdy musi stawić czoła nowemu otoczeniu, cała jej pewność siebie ulatnia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ponadto dziewczynie zdarza się przeżywać ataki paniki. Jednak aby zapobiec tego typu incydentom nastolatka opracowała pewną metodę – liczenie własnych kroków. Początkowo nawet mi to nie przeszkadzało, aczkolwiek po pewnym czasie zaczęło to budzić we mnie niesamowitą irytację. Przeraźliwie ciężko czytało mi się fragmenty, w których każde kolejne zdarzenie było poprzedzone dokładnym pomiarem kroków, oddechów czy ilości schodowych stopni.

Tak jak i w większości książek młodzieżowych tak i w powieści C.J. Daugherty nie mogło zabraknąć wątku miłosnego. Dla dodania pikanterii pisarka pokusiła się nie o jednego, a o dwóch adoratorów głównej bohaterki. Wyraźnie jednak widać, że wątek miłosny powstał nieco na przymus, tylko po to wypełnić wszystkie schematy literatury dla nastolatków. Muszę jednak nadmienić, że w książce bardzo mało się dzieje. Akcja toczy się bardzo powoli. Uczniowie bez przerwy przechadzają się po szkole, biegają po pobliskim lesie, spędzają czas w bibliotece. No ile można o tym czytać?

Kolejna rzecz, która rzuciła mi się w oczy to wyraźne podobieństwo fabuły „Wybranych” do historii zawartej w powieści „Tylko dla wybranych” autorstwa Kate Brian. Jednak tak naprawdę utwór amerykańskiej pisarki jest tak banalny i powtarzalny, że można go porównać do niejednej młodzieżowej książki.

Bardzo dużym atutem książki są natomiast ogromne ilości dialogów. Ja jestem wielką miłośniczką takiego sposobu przedstawiania fabuły, więc z wielką chęcią czytałam rozmowy, prowadzone między poszczególnymi postaciami. Autorka zadbała też o szczyptę tajemniczości, która wyraźnie można wyczuć w czasie lektury książki. Każde poszczególne wydarzenie nie jest do końca wyjaśnione i pozostaje ono dla czytelnika wielką niewiadomą.

Z góry uprzedzam, że słowa Eweliny Lisowskiej, znajdujące się na okładce, bardzo mijają się z prawdą. „Wybranych” w żadnym wypadku nie można nazwać „wciągającą czarną dziurą”. Powieść ta jest zdecydowanie zbyt schematyczna, banalna i płyta, ażeby nadawać jej jakieś górnolotne określenia. Dlatego też absolutnie nie rozumiem fenomenu, jaki osiągnęła ta książka. Wszelkie zachwyty nad oryginalnością i unikalnością fabuły powieści C.J. Daugherty niesamowicie mnie dziwią.

08:53

"Single" - Meredith Goldstein

Tytuł: Single
Tytuł oryginału: The Singles
Autor: Meredith Goldstein
Wydawnictwo: M
Data wydania: luty 2013
Liczba stron: 240
Tematyka: Literatura współczesna, zagraniczna
Ocena: 5/10

Wraz ze zbliżającymi się wakacjami stopniowo wkraczamy w okres urządzania masowych wesel. Ciepłe promienie słońca i kwitnące rośliny bez wątpienia zachęcają ludzi do złożenia małżeńskiej przysięgi i zmiany stanu cywilnego. Jednak czy kiedykolwiek wcześniej pomyślałeś, że przyjęcie weselne, na które właśnie się szykujesz, może odmienić Twoje życie?

Hannah, Rob, Phil, Joe i Vicki to pięć problematycznych osób, które podczas weselnych przygotowań wciąż zaprzątają głowę panny młodej. Piękna prawniczka nie może znaleźć dla żadnej z tych osób odpowiedniego miejsca przy jakimkolwiek stole. Wszystko dlatego, że goście ci z powodu braku stałego, życiowego partnera, decydują się przybyć na ślub bez osoby towarzyszącej. Jednak każdy głupi wie, że ani pokłóconych ex-kochanków ani wrogo nastawionej do siebie rodziny w żadnym wypadku nie można posadzić blisko siebie. Chyba, że chcemy, aby nasz ślub skończył się wielką awanturą bądź co gorsza bijatyką.

„Single” to powieść pisana z perspektywy aż pięciu, różnych narratorów. W rolę każdego z nich wciela się jeden z tytułowych singli, który drobiazgowo przedstawia czytelnikowi koleje swego życia, a także opisuje inny fragment wesela Matta i Bee. Fabuła książki jest pełna niespodzianek. Autorka przedstawiając pewne wątki wielokrotnie stara się w pewien sposób wprowadzić odbiorcę w błąd. Na sam koniec zaś zaskakuje go całkowicie odmiennym od spodziewanego zakończeniem. Muszę przyznać, że Meredith Gold ma bardzo duży literacki potencjał. Bardzo chętnie przeczytałabym jakąś inną jej książkę, która byłaby utrzymana w nieco poważniejszym tonie.

Największym atutem powieści są charakterystyczni bohaterowie. Każda z występujących w książce postaci jest oryginalna, nieschematyczna i wyróżnia się na tle innych. Ja poszczególne osoby kojarzyłam według pewnego schematu: Hannah – naćpana druhna, walcząca ze stanikiem, Rob – facet „zakochany” we własnym psie, Joe – napalony wujek, Vicky – dziewczyna z antydepresyjną lampą, Phil – wyrośnięty ochroniarz w „kurczakowym” garniturze. Oczywiście w powieści występuje też masa innych postaci, aczkolwiek grają one role drugorzędne. Koniecznie muszę wspomnieć o jednej rzeczy, która w książce niesamowicie mi się podobała. Mianowicie była to mania Hannah do obsadzania rzeczywistych aktorów w rolach poszczególnych postaci. Dzięki temu mogłam z najdrobniejszymi szczegółami, wyobrazić sobie każdego z bohaterów.

Pojawia się teraz pytanie: dlaczego oceniłam powieść amerykańskiej autorki tylko na piątkę, skoro w swojej recenzji póki co nie wskazuje na żadne wady tego utworu? Już śpieszę z wyjaśnieniem. „Single” to książka napisana bardzo przystępnym i lekkim językiem, jednak tak naprawdę nic nie wnosząca do życia odbiorcy. Ani nie zmusi nas ona do żadnych głębszych przemyśleń ani nie rozbawi nas do łez. Jest to idealne czytadło na jeden wieczór i nic więcej. Aczkolwiek myślę, że fabuła tego utworu stanowiłaby znakomity scenariusz pod komedię romantyczną. Kto wie, być może jakiś reżyser podejmie się zekranizowania książki Meredith Goldstein i w głównych rolach obsadzi tych samych aktorów, o których wspomina Hannah?

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu M:

13:07

"Niebieski kwiat wiary. Wizje i proroctwa Anny Katarzyny Emmerich" - Vincenzo Noja

Tytuł: Niebieski kwiat wiary. Wizje i proroctwa Anny Katarzyny Emmerich
Tytuł oryginału: Visioni e profezie di Caterina Emmerich
Autor: Vincenzo Noja
Wydawnictwo: Esprit
Data wydania: kwiecień 2013
Liczba stron: 144
Tematyka: Religia
Ocena: 5/10

Człowiek od zawsze dążył do zaspokojenia swojej ciekawości. Dociekliwość ma głęboko zakorzenioną w swojej naturze i wciąż dąży do poszerzenia posiadanej wiedzy. A czy może być coś bardziej absorbującego i zarazem bardziej ubogacającego od poznania, nieopisanych dotąd w Piśmie Świętym, dziejów Zbawiciela? Vincenzo Noja w swojej powieści przedstawia czytelnikowi życiorys błogosławionej Katarzyny Emmerich, niemieckiej mistyczki i siostry zakonnej, której wizje były inspiracją do stworzenia głośnego filmu „Pasja” w reżyserii Mela Gibsona.

Autor „Niebieskiego kwiatu wiary” opisuje historie niezwykle ciekawą, która potrafi chwycić za serce i wzruszyć, jednak przedstawia ją w sposób bardzo powierzchowny, mało szczegółowy i nijaki. Pierwsze, co się rzuca w oczy po rozpoczęciu lektury tej publikacji to przydługi wstęp, a raczej wstęp za wstępem, bo już zaczynałam martwić się, że Vincenzo Noja nigdy go nie skończy. Aczkolwiek gdy przebrnęłam przez owo rozbudowane rozpoczęcie napotkałam kolejną przeszkodę. Mianowicie autor zaczął powieść od końca.

Pierwsze rozdziały opisują trudności napotkane w trakcie procesu beatyfikacyjnego siostry Katarzyny. Znajdziemy tutaj jedynie niewielkie fragmenty doznanych przez mistyczkę widzeń, za to napotkamy relacje świadków działalności świętej i opisy jej kultu. Tak. Tylko, że w tym momencie pojawia się pewien problem. Jaki? Ja jako osoba nieobeznana z życiem owej świętej i tak naprawdę słysząca o niej po raz pierwszy, najpierw pragnęłabym się dowiedzieć, co sprawiło, że Katarzyna Emmerich jest osobą wyjątkową, a dopiero później chciałabym przeczytać o zdarzeniach, jakie miały miejsce po jej śmierci.

Następnie w drugiej części książki przywołane są słowa świętej, w których opisuje ona doznane przez siebie widzenia życia Jezusa Chrystusa, jego działalności i krwawej męki. Według mnie były to fragmenty zbyt krótkie. W porównaniu do tego ile miejsca autor poświęcił na wstęp i rozdział pierwszy to ta część, która myślę, że powinna być najważniejsza i najwnikliwiej rozpatrzona, została potraktowana po macoszemu.

„Niebieski kwiat wiary” mógłby być naprawdę ciekawą lekturą, gdyby nie niewłaściwa konstrukcja i tak płytkie przeanalizowanie przez autora tematu. Wyjątkowa postać Katarzyny Emmerich bez wątpienia zasługuje na znacznie dokładniejsze przedstawienie. Podsumowując, choć książka mnie nie urzekła to wzbudziła wielką ciekawość bliższym poznaniem biografii tej wartościowej, niemieckiej świętej.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu Esprit:

09:31

"Nauczmy się wierzyć" - Benedykt XVI

Tytuł: Nauczmy się wierzyć
Tytuł oryginału: Imparare a credere
Autor: Benedykt XVI
Wydawnictwo: Esprit
Data wydania: marzec 2013
Liczba stron: 112
Tematyka: Religia
Ocena: 5/10

Nic nie wskazywało na to, że trwający osiem lat pontyfikat Benedykta XVI ma nagle dobiec końca. Właśnie dlatego abdykacja papieża była zaskoczeniem nie tylko dla całego świata chrześcijańskiego, ale także i dla środowiska osób niewierzących. Decyzja Josepha Ratzingera wywołała niemały szum w mediach i sprawiła, że oczy całego świata zwróciły się ku Stolicy Apostolskiej w Watykanie.

Wraz z podsumowaniami papieskiego pontyfikatu, ponownie zwrócono uwagę na duszpasterski „Rok Wiary” ogłoszony 11 października zeszłego przez Benedykta XVI. Papież wielokrotnie w swoich przemówieniach podkreślał, jak istotną rolę odgrywa w życiu człowieka wiara. W owym okresie Ojciec Święty gorąco namawia każdego z nas do głębszego zastanowienia się nad prawdami, zawartymi w Katechizmie Kościoła Katolickiego, a także do modlitwy o wiarę pełniejszą i silniejszą. Czas ten powinien przybliżyć nas do Boga i zachęcić do dalszego trwania w Nim.

„Nauczmy się wierzyć” to zaledwie 100 stronicowa książka, zawierająca najciekawsze fragmenty z przemówień i homilii Ojca Świętego. W swoich wypowiedziach Benedykt XVI często powołuje się na doświadczenia i słowa osób wyniesionych na ołtarze. Wielokrotnie cytowany jest święty Augustyn, który jak podkreśla były papież jest jednym z najbardziej cenionych przez niego ludzi. Podkreślić należy, że publikacja jest w głównej mierze skierowana do ludzi młodych, którzy są przyszłością świata. Papież uświadamia im odwieczny związek rozumu z wiarą, a zarazem podkreśla, że obie te wartości wzajemnie się nie wykluczają.

Książka podzielona jest na kilka tematycznych części: Niepokój serca, Droga poszukiwania, Dlaczego trudno jest wierzyć oraz Odpowiedzi wiary. Mimo że każdy z tych rozdziałów porusza nieco inne zagadnienie, to wszystkie cztery są ze sobą nieodłącznie powiązane. Benedykt XVI przemawia do czytelnika w sposób jasny i klarowny, bez zbędnego patosu. Jednakże, w książce zabrakło mi przede wszystkim praktycznych wskazówek, dotyczących tego jak treści płynące z przemówień Benedykta XVI wcielać w życie.

Publikacja zawiera również podtytuł „ Niezwykłe przesłanie Benedykta XVI dla Kościoła”. Ja jednak treści zawartych w owej książce nie nazwałabym „niezwykłymi”. W całej publikacji nie odnalazłam żadnej nauki, która dogłębnie poruszyłaby mnie bądź była czymś, czego jeszcze do tej pory nie słyszałam. Słowa Ojca Świętego są jedynie pogrubieniem prawd, o których każdy z nas doskonale zdaje sobie sprawę. Wszyscy bowiem wiemy, że obecny świat coraz bardziej oddala nas od Stwórcy i Jego doktryn.

Choć „Nauczmy się wierzyć” nie porusza kwestii nowych to mimo wszystko jest wartościową lekturą. Warto po nią sięgnąć szczególnie w chwilach zwątpienia. Ja osobiście życzę wszystkim, aby trwający Rok Wiary był czasem odnowy i umocnienia naszej relacji z Najwyższym.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu Esprit:

11:22

"Naznaczona" - P.C. + Kristin Cast

Tytuł: Naznaczona. Dom nocy 1
Tytuł oryginału: House of Night: Marked
Autor: Kristin, P.C. Cast
Wydawnictwo: Książnica
Data wydania: listopad 2009
Liczba stron: 328
Tematyka: Literatura młodzieżowa
Ocena: 5/10

Niewiarygodnie boli mnie wizerunek wampirów szerzony obecnie w (niestety) popularnych powieściach młodzieżowych. Niebezpieczne i krwiopijcze istoty zostały całkowicie ośmieszone i pozbawione swojego dawnego tajemniczego uroku. Mało kto kojarzy już te legendarne stworzenia z atmosferą strachu i wszechogarniającego przerażenia. Teraz wampiry to potulne baranki, żyjące w pełnej harmonii z człowiekiem.

Zoey Redbird – główna bohaterka powieści duetu matki i córki - zaraz po tym cudownym przemienieniu trafia do specjalnej szkoły zwanej Domem Nocy, w której młode wampiry etapami przygotowują się do ostatecznej przemiany. Jak to bywa zazwyczaj w literaturze młodzieżowej, nastolatka jest wyjątkowa i obdarzona niezwykłymi zdolnościami. Jeszcze na moment przed przybyciem do nowej placówki bohaterka przeżywa mistyczne spotkanie z boginią Nyks, która to tylko podkreśla jej nadzwyczajność. Idąc dalej typowym schematem, dziewczyna zaprzyjaźnia się z raczej mało reprezentatywną grupą osób oraz popada w niełaskę pięknej i popularnej przywódczyni Cór Ciemności. Czego jeszcze nam brakuję do dopełnienia wszystkich standardów młodzieżówki? Oczywiście wątku miłosnego i to nie z byle kim! Nasza bohaterka stanowi nowy obiekt zainteresowania największego przystojniaka w ośrodku – Ericka Night'a.

Lawinę śmiechu wywołał we mnie sam moment naznaczenia Zoey. Pewnie jesteście ciekawi, jak on wyglądał? Mianowicie główna bohaterka znajdując się na szkolnym korytarzu, dostrzega przy swej szafce wampira, wypowiada on sakramentalną formułkę, wyciąga długi palec w jej stronę i bach! Ból przeszywa jej czaszkę i na czole dziewczyny pojawia się półksiężyc. Można by rzec: prawie jak tradycyjne wampirze ukąszenie, ale właśnie prawie robi wielką różnicę.

Podkreślić należy też, że styl pisania autorek pozostawia wiele do życzenia. Nagminne używanie kolokwializmów, dało wrażenie usilnej stylizacji i dopasowania do rzekomo rzeczywistej mowy nastolatków. Nie da się ukryć, że po Phyllis Cast, która jest podobno cenioną i nagradzaną pisarką, spodziewałam się czegoś z większym polotem. Dodam również, że bardzo intrygujące jest hasło znajdujące się z tyłu książki: „Czytaj po zmierzchu”. Z pewnością można je odebrać dwojako. Ja oczywiście od razu nawiązałam ten slogan do powieści Stephanie Meyer.

Cóż mogę więcej powiedzieć o „Naznaczonej”? Zdecydowanie jest to książka zaadresowana jedynie do wąskiego grona młodzieży, miłującej się we wszelkiego typu wątkach paranormalnych i osób, które potrzebują lektury na (kolokwialnie mówiąc) „odmóżdżenie”.

13:58

"Tajemnica spowiedzi" - Joseph Spillmann

Tytuł: Tajemnica spowiedzi
Tytuł oryginału: Ein Opfer des Beichtgeheimnisses
Autor: Joseph Spillmann
Wydawnictwo: Promic
Data wydania: wrzesień 2012
Liczba stron: 312
Tematyka: Literatura piękna, Sensacja, Kryminał
Ocena: 5/10

W ostatnim czasie niezwykle rzuca się w oczy pewne niepokojące zjawisko. Mianowicie, gdy ludzie słyszą, że książka zawiera wątek religijny bądź opowiada historię ludzi Kościoła, automatycznie rezygnują z jej lektury. Zastawia mnie fakt, dlaczego tak się dzieje? Czyżby czytelnicy bali się treści, na jakie mogą się natknąć w powieści?

Akcja "Tajemnicy spowiedzi" ulokowana jest w XIXwiecznej Francji wśród malowniczych, prowansalskich wzgórz Sainte-Victoire. To tutaj młody proboszcz sprawuje ojcowską opiekę nad swoją niewielką, wiejską parafią. Mężczyzna cieszy się szacunkiem oraz zaufaniem wiernych. Jednak ich stosunek do pastora diametralnie się zmienia, gdy zostaje on niesprawiedliwie posądzony o zabójstwo pani Blanchard - lokalnej działaczki i fundatorki planowanego szpitala. Mimo że cały materiał dowodowy stanowczo wskazuje na jego winę, to duchowny z morderstwem nie miał nic wspólnego. Co więcej François Montmoulin nie może dowieść swojej niewinności, gdyż nawet najmniejsza wzmianka o prawdziwym oprawcy, który w noc popełnienia przestępstwa skorzystał z sakramentu pokuty, mogłaby przyczynić się do złamania przez proboszcza świętej tajemnicy spowiedzi.

Już od pierwszych kart powieści dało się poczuć tę wszechogarniającą atmosferę i aurę dobroci, jaką roztaczają wokół siebie główni bohaterowie. Miłosierny, skory do pomocy proboszcz Montmoulin , jego matka, rodzeństwo oraz uroczy siostrzeńcy budzą sympatię czytelnika. Trzysta stron książki wystarczyło, abym zaczęła traktować postacie jak rodzinę i razem z nimi przeżywała wszelkie dotykające ich nieszczęścia. Wyzwiska oraz szyderstwa, którymi ludzie obrzucali duchownego, dotykały mnie równie mocno jak jego najbliższych.

Aczkolwiek powieść Josepha Spillmanna to tekst skrajnie przewidywalny. Fabuła nie jest zaskakująca i raczej nie znajdziemy w niej nagłych zwrotów akcji. Przyznam, że w większości domyśliłam się wszelkich przyszłych zdarzeń. Dodatkowo odrobinę męczyła mnie powtarzalności wypowiedzi co poniektórych bohaterów. Jednakże spotkałam się też z paroma wątkami, które rzeczywiście były dla mnie niespodzianką. 

Niewątpliwym atutem utworu są niedługie, ale nadzwyczaj urzekające opisy otaczającej przyrody. W fantastyczny sposób obrazują one czytelnikowi uroki tamtejszego, francuskiego krajobrazu. Wspomnieć należy też, że autor książki potrafi pisać w sposób bardzo konkretny i rzeczowy. Cała dramatyczna historia duchownego Montmoulina przedstawiona jest bez zbędnych epizodów czy obszernych filozoficznych wywodów.

„Tajemnica spowiedzi” to powieść specyficzna, ze szczególnym klimatem i przede wszystkim nieprzeciętną fabułą. W mojej opinii jest to utwór, któremu należy dać szansę, chociażby dlatego, żeby poszerzyć swoją często ograniczoną perspektywę widzenia na niektóre kwestie.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu Promic: 

06:56

"Tam gdzie ty" - Jodi Picoult

Tytuł: Tam gdzie ty
Tytuł oryginału: Sing You Home
Autor: Jodi Picoult
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: styczeń 2012
Liczba stron: 568
Tematyka: Literatura piękna, współczesna, zagraniczna
Ocena: 5/10

Macierzyństwo jest głęboko zakorzenione w kobiecej psychice. Chęć posiadania dziecka jest szczególnie silna u pań, bezskutecznie starających się o spłodzenie potomka. Pomocna w tym przypadku jest nieustannie rozwijająca się nauka. Stosunkowo od niedawna stosowany zabieg in vitro, wzbudza wiele kontrowersji i spekulacji. Większość grup społecznych posiada już konkretne zdanie w tej kwestii, do którego stara się przekonać innych. Wiemy jednak, że człowiek kierując się pragnieniami, dąży do celu, nie zważając na środki i opinie innych.
Max i Zoe to, zdawać by się mogło, szczęśliwe małżeństwo z dziesięcioletnim stażem. Los był jednak dla nich bezlitosny. Oboje z przyczyn genetycznych nie mogą zostać rodzicami, a wszelkie próby zarówno naturalne jak i sztuczne kończą się niepowodzeniem. Żądza posiadania malca, przeradza się w obsesję głównej bohaterki, jej zainteresowania ograniczają się już tylko do tej jednej zasadniczej kwestii. Max uznawszy, że żona jest z nim tylko i wyłącznie ze względu na jego materiał genetyczny, decyduje się na rozstanie. Pozew rozwodowy jest dla Zoe ciężkim szokiem, ponieważ wciąż jeszcze przeżywa niedawne poronienie.
Zarówno muzykoterapeutka jak i właściciel niewielkiego, ogrodniczego przedsiębiorstwa szukają pocieszenia w tych trudnych chwilach. Mężczyzna odnajduje je w alkoholu, a kobieta w nowonawiązanej przyjaźni z homoseksualistką - Vanessą. Wkrótce też i Zoe odkrywa w sobie pociąg do osób tej samej płci. Między nią a jej znajomą rodzi się miłość, której wynikiem jest zawarcie małżeństwa.
Niebawem poruszona zostaje sprawa trzech zarodków pochodzących z poprzedniego związku głównej bohaterki z Maxem. Niedoszli rodzice stają do sądowej walki o prawo do nienarodzonego potomstwa. Zoe pragnie stworzyć przyszłemu dziecku, kochający dom pod okiem dwóch matek. Natomiast mężczyzna, który uległ nawróceniu i wstąpił do Kościoła Wiecznej Chwały, uważa nowe życie byłej żony za rozwiązłe i niemoralne. Sądzi, że lepsze warunki dla rozwoju potencjalnego dziecka stworzy jego brat wraz ze swoją partnerką.
Książka porusza bardzo aktualny współcześnie temat praw homoseksualistów. W powieści obie strony konfliktu kierują się całkiem innymi racjami i posługują się odmiennymi argumentami na ich potwierdzenie. Czytelnik bez problemu, może wybrać pogląd, z którym się utożsamia.
Lektura „Tam gdzie ty” to było moje pierwsze zetknięcie z twórczością osławionej już Jodi Picoult i mówiąc szczerze, zawiodłam się. Fabuła, na pierwszy rzut oka, może wydawać się zaskakująca, gdyż początek utworu kompletnie nie wskazuje na zaistniały obrót sprawy lecz punkt kulminacyjny, którym była rozprawa jest dość typowy i łatwo domyślić się jego finału. Dodatkowo narracja prowadzona przez trzy postacie, trochę mnie męczyła. Często nie przestawiałam się na zmianę osoby opowiadającej i gubiłam sens wypowiedzi przez co musiałam czytać niektóre fragmenty od początku. Nadmienię też, że nie zbyt rozumiem jak tytuł odnosi się do treści książki.
Mimo że powieść pozostawiła we mnie raczej negatywne odczucia, to jestem pewna, że dam jeszcze szansę twórczości pani Picoult.
Copyright © 2014 . . . Public - Reading . . . , Blogger